poniedziałek, 21 grudnia 2015

Emocje odkryte na nowo

Emocje odkryte na nowo


Autor: Marcin M


Stare formy marketingowe się wyczerpują, dlatego specjaliści jakiś czas temu ruszyli na poszukiwanie nowych sposobów zachęcania do sprzedaży. Odkryli to, czym psychologia zajmuje się od dawna, tak jak wcześniej zajmowała się procesami poznawczymi. Odkryli emocje.


W dzisiejszych czasach, gdy rynek usług marketingowych ulega nasyceniu specjaliści szukają wciąż nowych i nowych rozwiązań. Ostatnio hitem okazuje się wykorzystywanie emocji w przekazie marketingowym i PR’owym. Temat nad którym psychologowie głowią się od kilkudziesięciu co najmniej lat został odnaleziony przez specjalistów od marketingu i zaprzęgnięty do machiny.

Podstawowym pomysłem jest fakt, że sprzedając na przykład zegarek męski nie sprzedajemy samego zegarka, jego funkcjonalności, wyglądu itp. Sprzedajemy także wrażenie, emocję. Duma z zakupu, prestiż wynikający z posiadania takiej pięknej rzeczy, dobre samopoczucie – to wszystko kupuje konsument razem z kupnem produktu.

To jest powodem dla którego reklamy kuszą nas hasłami typu „podaruj sobie odrobinę luksusu”, „jesteś tego warta” itp. Celem tego typu działań jest, abyśmy uwierzyli, że kupując dany produkt nie kupujemy jedynie kremu pod oczy, farby do włosów, czekoladki ale całe związane z tym doznanie. Liczy się abyśmy zapamiętali emocje jakie wiążą się z danym produktem.

Nie tylko reklama kreuje takie odbieranie świata. Kiedy widzimy oferujące eleganckie zegarki sklep, jego wnętrze nieodmiennie kojarzy nam się z luksusem i elegancją. Ciemne drewno, gustowne oświetlenie, elegancko ubrany personel od razu sugeruje, że wchodzimy do lepszego świata i kupując coś w tym sklepie stajemy się częścią tego świata.

Okazuje się, że psychologia poznawcza już nie wystarcza. Wielkość reklamy, kolory, wykorzystywanie autorytetu – to wszystko już było. Żeby odnieść sukces trzeba sięgać po nowe środki. Emocje już odkryliśmy, co będzie następne?


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

10 przykazań profesjonalnego e-mail marketera

10 przykazań profesjonalnego e-mail marketera


Autor: Robert Wiliński


Na pierwszy rzut oka, E-mail Marketing jest bardzo prosty do poprowadzenia. Gdy jednak zagłębimy się w to zagadnienie, okazuje się, że jest to rozbudowana dziedzina marketingu internetowego. Wymaga ona wiele wiedzy, uwagi, a przede wszystkim doświadczenia. Poniżej prezentuję 10 wskazówek, które pomogę Ci działać skutecznie.


Jednak skuteczność to nie wszystko. Nie można każdego swojego działania usprawiedliwiać chęcią podniesienia skuteczności. Dużo ważniejsza jest etyka działania i ukierunkowanie na naszych subskrybentów/klientów. Poniższe wskazówki mogą być uznane za swoisty dekalog, będący wyznacznikiem odpowiedniego postępowania w e-mail marketingu.

1. Nie spamuj

Spam jest najgorszym co może spotkać nas podczas porannego przeglądania poczty elektronicznej. Jeśli chcesz być uważany za profesjonalnego e-mail marketera musisz starać się, ze wszystkich sił, aby nie zostać nazwanym spamerem.

2. Stosuj double opt-in

Nie dość, że wysyłanie nie zamówionych wiadomości jest niezgodne z prawem, to jeszcze bardzo uciążliwe dla przeciętnego internauty – nikt z nas nie lubi kasować dziesiątek śmieciowych wiadomości.

Zbierając subskrybentów metodą double opt-in masz pewność, że Twoje wysyłki dotrą tylko do osób, które sobie tego życzą.

3. Dostarczaj wartościową treść

Ten punkt można by podciągnąć pod przykazanie pierwsze, jednak warto wspomnieć o tym, że nawet zgodna z prawem wysyłka może zostać uznana przez internautów jako spam. Jeśli zamiast dostarczania wartościowej, z punktu widzenia czytelnika, treści, zaczniesz wysyłać same reklamy to nie licz na szacunek i uznanie.

4. Ułatwiaj wypisanie

Chyba większość internautów zgodzi się ze mną, że nie ma nic gorszego niż problemy z wypisaniem z listy. Dziś, praktycznie wszystkie dobre systemy wysyłkowe umożliwiają zamieszczenie w wiadomości linku wypisującego. Okaż szacunek swoim czytelnikom i skorzystaj z tej opcji.

5. Formatuj tekst w wiadomościach

Zarówno wiadomości HTML jaki i pisane w zwykłym TXT powinny być odpowiednio sformatowane przed wysyłką. Pamiętaj, aby po 50-60 znakach przejść do nowej linii, a internauci będą z przyjemnością czytać Twoje teksty.

6. Nie przeginaj z częstotliwością

W większości nisz e-mail marketingowych codzienne wysyłanie wiadomości jest zbędne. Subskrybenci zazwyczaj nie nadążają z czytaniem takiej ilości wiadomości i prędzej czy później wypiszą się z danej listy.

Jeśli już koniecznie chcesz wysyłać wiadomości codziennie, to zaznacz to wyraźnie na stronie z formularzem. Niech każdy subskrybent będzie świadomy na co się pisze.

7. Nie oszukuj tytułami

Zdarzyło Ci się kiedyś zobaczyć barwny i kuszący temat wiadomości, która po otwarciu okazywała się zupełnie czymś innym (np. reklamą)?

Pisząc mailingi zawsze staraj się tematem wiadomości nawiązać do treści. Nie oszukuj swoich czytelników, a dużo dłużej zostaną na Twojej liście.

8. Utrzymuj dobre relacje z subskrybentami

Same e-maile to nie wszystko. Aby stać się profesjonalnym e-mail marketerem musisz zrobić coś więcej niż tylko wysyłać wiadomości. Musisz dać się poznać, nawiązać relację z czytelnikami i dbać o wasze stosunki. Dopiero wtedy wkroczysz na grunt ogromnej skuteczności e-mail marketingowej.

9. Buduj targetowane listy adresowe

Staraj się tagretować listę już przed jej zebraniem. Zamiast pisać na sqeeze page „Zapisz się, a dostaniesz extra prezent”, napisz „Po zapisaniu na listę, otrzymasz poradnik majsterkowicza”. Dzięki powiedzeniu wprost czego dotyczy dana lista adresowa zyskasz wiernych czytelników, którzy rzeczywiście będą zainteresowani daną tematyką.

Chcąc zadowolić wszystkich, nie dogodzisz nikomu…

10. Szanuj subskrybentów

Niech ostatnie przykazanie stanie się podsumowaniem całego tego dekalogu. Niech przypomina Ci ono, że w e-mail marketingu nie liczą się tylko Twoje zyski… W każdym swoim działaniu miej na względzie przede wszystkim dobro internautów, a sprawisz, że nasz internetowy świat będzie dużo lepszy…


Czy znasz te SEKRETY LISTY ADRESOWEJ ??

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co ma reklamowanie się do znaczków pocztowych?

Co ma reklamowanie się do znaczków pocztowych?


Autor: Corny Mclain


O tym jak zacząłem swoją przygodę z Internetem i biznesem, który obecnie daje mi wymierne korzyści i niezależność finansową. Okazuje się, że można zarabiać dosłownie na wszystkim, pod warunkiem, że wiemy JAK to zrobić:)


Jeżeli zaczynasz swoją przygodę z internetem a tym bardziej z biznesem internetowym, to musisz pomyśleć o reklamie. Ten krótki artykuł będzie dla Ciebie pewnego rodzaju wskazówką.

Pewnego dnia wpadłem na pomysł sprzedaży przez Internet różnych przedmiotów. Taki potencjał odkryłem we wszystkim na pewno znanym już portalu aukcyjnym.

Postanowiłem tam sprzedawać znaczki pocztowe. Oczywiście nie zwykłe, a kolekcjonerskie.

Ale to był początek mojej przygody z biznesem.

Na początku nic nie szło i troszeczkę się przeliczyłem. Niby każdego dnia do internetu wchodzi miliony ludzi z całej Polski, ale jest dokładnie tyle samo stron (lub więcej), dlatego Twoją łatwo przeoczyć.

Postanowiłem poradzić się w Internecie i znalazłem firmę reklamową, która nasunęła mi świetny pomysł. Oczywiście to wszystkie nie wyglądało tak, że dziś do nich dzwonię a jutro mam

Po pół roku zarobiłem spore pieniądze, dlatego że dobrali mi dokładny plan sprzedaży i marketingu. Zrobili cały audyt i analizę, przewidzieli każdy szczegół. A co najważniejsze, dobrali też grupę docelową i nadali jej kategorię. Jak się okazuje, można sprzedawać dosłownie WSZYSTKO, pod warunkiem, że jest się profesjonalistą w tym co robimy.

Ludzie robią biznesy na zapałkach a inni na ropie, ale warunek jest jeden – dobra strategia i dobra reklama – to powinno wystarczyć.

Sam artykuł może nie udowadnia sił reklamowania, ale zwróćcie uwagę na to, że bez jakiejkolwiek reklamy, nie miałbym kompletnie niczego.

To było moje pierwsze doświadczenie ze światem biznesu i jakże udane. Pozytywnie nastawiam się na moje dalsze pomysły i zamiary.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

piątek, 20 listopada 2015

Media społecznościowe, marketing na Facebooku i mała firma

Media społecznościowe, marketing na Facebooku i mała firma


Autor: Ewa Maria Szulc


Marketing małej firmy przy użyciu mediów społecznościowych, a w tym marketingu na facebooku, ma sens z wielu powodów. To nowoczesny sposób spotykania się z potencjalnymi klientami


Przy czym pozwala rozszerzyć zasięg do takiego stopnia, jaki wcześniej był dostępny przy zaangażowaniu dużej ilości pieniędzy i czasu.

Kilka lat temu szef dobrze prosperującego biznesu chodził prawie codziennie na biznesowe śniadania, lunche, kolacje i biznes-mixery. Sukcesem było jeśli przy okazji udało się zainteresować przynajmniej jednego potencjalnego klienta. Internet to zmienił, a zwłaszcza media społecznościowe co najmniej od 2008 roku, zrewolucjonizowały świat i otworzyły dodatkową możliwość w marketingu małej firmy.

Dzisiaj praktycznie w ciągu godziny, można obwieścić światu swój nowy produkt lub usługę czy można zrobić darmowe badania marketingowe. A kontakty z nowymi osobami online można przenieść na kontakty poza Internetem i nadać im zupełnie nową jakość. W ciągu takiego samego czasu ile zajęłoby uczestnictwo w biznes-mixerze, możesz spotkać przez media społecznościowe 10 razy tyle osób niż w czasie tradycyjnego spotkania.

Media społecznościowe włączone do strategii marketingowej mogą zrewolucjonizować małą firmę, ponieważ dają do ręki nowe narzędzie z kolosalną siłą rażenia, na jakie do tej pory stać było głównie duże firmy. To nowy styl spotykania nowych osób, budowania z nimi relacji i robienia z nimi biznesu. Media społecznościowe to także nowy styl badania swoich produktów czy sprawdzania jakości swoich usług. To także bezpośredni kontakt z konsumentami twoich produktów, co pozwala na zwiększenie szansy na powtórny zakup, a potem następny.

Marketing na Facebooku jest jednym ze sposobów wykorzystania mediów społecznościowych i podobnie jak w przypadku dobrze skonstruowanych strategii komunikacji nie można ograniczać swej komunikacji do jednego medium, tak w przypadku mediów społecznościowych nie można ograniczać się tylko do marketingu na Facebooku.

Pomyśl o tym, aby założyć konto na Facebooku, Naszej-Klasie, Goldenline, LinkedIn, Twitterze czy Blipie, poświęć trochę czasu, aby się nauczyć jak z nich korzystać i obserwuj zmiany w sposobie prowadzenia biznesu. Obserwuj który kanał daje w twoim przypadku najwięcej korzyści i na tej podstawie podejmuj decyzje, gdzie bardziej się angażować.

Cały czas pamiętaj, że decydujesz się zacząć swój biznes w Internecie, aby budować swoją finansową niezależność. Aby dowiedzieć się więcej na temat rozwijania swoich umiejętności w zakresie marketingu internetowego musisz się nauczyć jak pisać artykuły, jak prowadzić blog, jak efektywnie włączyć się do mediów społecznościowych i jak korzystać z technologii nie wymagających znajomości programowania, aby zacząć już dzisiaj budować swój własny biznes w Internecie.


Poznaj "77 sposobów jak wyprzedzić konkurencję" dostępnych na http://www.MarketingCodzienny.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Twitter - doskonałe narzędzie marketingu narracyjnego Eryka Mistewicza?

Twitter - doskonałe narzędzie marketingu narracyjnego Eryka Mistewicza?


Autor: Tadeusz Morawski


Serwis mikrobloggowy Twitter to narzędzie najbardziej użyteczne do rozchodzenia się fascynujących historii - przekonuje Eryk Mistewicz, spec od marketingu i PR, autor strategii marketingu narracyjnego. Czy Mistewicz ma rację promując w Polsce serwis, który odniósł sukces w USA, wśród tamtejszych polityków i elit?


Promocja Twittera, serwisu mikrobloggowego, odbywa się w Polsce w wykonaniu Eryka Mistewicza pełną parą. Zastanawiając się, skąd bierze się ta dziwna inklinacja do Twittera, trafiłem na ślady łączące promowaną i stworzoną przez Mistewicza strategię marketingu narracyjnego z zasadą pokazywaną przez właścicieli Twittera podczas ostatnich prezentacji w kilku krajach, w tym również we Francji, z której jak się domyślam technikę tę przywiódł ten spec od marketingu.

W wydanej właśnie "Anatomii władzy" (książce Eryka Mistewicza i Michała Karnowskiego, Wyd.Czerwone i Czarne) tak oto opowiada Mistewicz o czasach "przed Twitterem" i "czasach Twittera": Jak było kiedyś? - pyta Mistewicz i odpowiada: Nie będę podawał przykładów, może wystarczy ten, który dla wielu dziennikarzy budzi dziś głęboki dyskomfort: chwiejący się Aleksander Kwaśniewski nad grobami pomordowanych polskich oficerów. Obraz „nie – do – zo – ba – cze – nia” w stacjach telewizyjnych. Ale przecież takich przykładów w tamtym świecie było wiele. W świecie mediów sprawnie zarządzających polityką. Trochę jak ogon psem. Ale to już prehistoria. Zresztą, sam zobacz, jak ten świat gna. Od jednego z bardziej znanych analityków brytyjskich dostałem ostatnio wyliczenia, że radio za czasów naszych dziadków potrzebowało 38 lat by uzyskać 50 milionów użytkowników, telewizja za czasów naszych ojców potrzebowała w tym celu 13 lat, Internet zaś ledwie 4 lata. 100 milionów użytkowników założyło konto na Facebooku w ciągu ostatnich 9 miesięcy i przekazuje innym, jaką ciekawą informację usłyszało albo znalazło w sieci. Też w ostatnich 9 miesięcy pobrano 1 miliard aplikacji na IPoda. W tym aplikacje umożliwiające tworzenie własnych gazet w oparciu o technologię RSS i agregatory informacji, ale też aplikacje umożliwiające pobranie tekstów lub podcastów audio lub video, a więc materiałów do słuchania i oglądania, autorstwa ulubionych autorów. A także aplikacje pozwalające śledzić na bieżąco puls świata na Twitterze. Mówimy o zupełnie innych światach!

Ciekawa jest w tym miejscu riposta Michała Karnowskiego: - Wciąż się nie zgadzam, a ty uciekasz od odpowiedzi na moje argumenty. W tym kluczowy: nadal poranna rozmowa, czołówka w gazecie jest najlepszym sposobem na wprowadzenie tematu do debaty publicznej. Jest także twoim celem, jako marketingowca. Może nie jedynym sposobem i celem, zgadzam się, można sobie wyobrazić zjawiska, których nie było wcześniej. Na przykład jakiś w miarę znany anonimowy bloger zaczyna animować dyskusję i podnosić jakiś temat. Na tym polegał fenomen blogerki Kataryny, która potrafiła zainspirować poważne media. Ale to właśnie istota sprawy: ona odnosiła sukces w chwili kiedy zainspirowała poważne medium. To wciąż jest punkt odniesienia, cel. Wciąż to, kto jest redaktorem naczelnym danego tytułu, programu, jest bardzo ważne. Także dla władzy. To czy ta osoba ma wizję świata w której PIS jest głównym zagrożeniem dla demokracji, czy taką wizję w której PiS jest normalną demokratyczną partią. Z tego wynika bardzo wiele.

I na to odpowiedź Mistewicza: - Mówisz tak, jak jeszcze niedawno mówił Janusz Kochanowski, sędziwy doktor praw, Rzecznik Praw Obywatelskich. Człowiek z XIX wieku, wzorzec - jak najbardziej – merytorycznej polityki, świata programu i ideologii. Wydawałoby się: bezgranicznie zdany na media, zakładnik ich złej i dobrej woli. Bez szans na alternatywne dotarcie do ludzi. Doszedł do ściany: cokolwiek nie zrobił, centrum medialnego mainstreamu, środowisku „Gazety Wyborczej” i „Polityki”, było nie w smak. I tak był nieudacznikiem. Zaproszenia do TVN 24, do Anny Jędrzejowskiej, do Bogdana Rymanowskiego, otwarcie ze strony „Rzeczpospolitej” i „Polski The Times” lekko tylko równoważyły jego szanse w docieraniu do ludzi i opowiedzeniu, na jakie wojny poszedł, przeciw komu i dlaczego. A rzucił się nie na byle jaką walki: z „warszawką” i zamykaniem zawodów prawniczych, z sędziami Trybunału Konstytucyjnego. Nagle wystąpił z własnymi projektami konstytucji, wyszedł z inicjatywą powołania Rady Stanu, nie mówiąc już o uhonorowaniu Anny Walentynowicz Nagrodą Praw Człowieka im. Pawła Włodkowica. Całkiem po omacku zaczął szukać własnych dróg dotarcia do ludzi. Odważnie założył, że nie jest wyłącznie zdany na tradycyjne media. Nie będzie z nimi negocjował, nie będzie się przymilał, będzie sobą. Podjął eksperyment z prowadzeniem bloga. Zainteresował się Twitterem, mikroblogowym serwisem.

I znów Michał Karnowski: - Wiem, wiem, w Święta Bożego Narodzenia 2009 r. wpis Janusza Kochanowskiego z Twittera był w mediach informacją numer jeden. O tym, że rzecznik jest chory na grypę AH1N1 – jak sam napisał: „ I jak na ironie, leżę złożony ciężką grypą A/H1/N1. Sądziłem, że walczę o innych, okazało się, że i o siebie. Na razie beskutecznie”. Ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Czy zresztą rozpowszechniłby się bez mediów tradycyjnych, wbrew nim?

Eryk Mistewicz: - Akurat w tym wypadku nie mam najmniejszej wątpliwości. Był poruszający, autentyczny. Wystarczyło, zauważ, 140 znaków aby wygenerować narrację, która trafiła do serc i umysłów. I nie pozostawiła odbiorców obojętnymi.

Tyle spór o politykę "przed Twitterem" i "czasów Twittera", spór który będzie trwał zapewne jeszcze długo!


Tadeusz Morawski

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.