niedziela, 20 marca 2016

Facebook dla każdej firmy?

Facebook dla każdej firmy?


Autor: Tomasz Galicki


Na wznoszącej się fali popularności Facebooka każdy, kto może chce zaistnieć na jednym z najpopularniejszych portali społecznościowych. W efekcie wiele firm zakłada stronę za pomocą niekoniecznie odpowiednich metod – spontanicznie, nieprofesjonalnie, nie oglądając się na pomoc specjalistów. Czy każdy na Facebooku istnieć może?


To, że Facebook kusi, jest jak najbardziej zrozumiałe. Liczby mówią same za siebie – konto na tym modnym portalu ma już ponad 7 milionów Polaków. I galopująco wzrasta liczba reklamujących się na nim firm, marek i usług, a co za tym idzie – wydatków na działania social media. Nie wszyscy jednak fundusze na zatrudnienie dobrej agencji social media mają, więc albo zatrudnia się wówczas najtańszą, albo - „zrób to sam”. Co zwykle nie wychodzi najlepiej. Powstają wtedy właśnie nieprzemyślane, niekompletne strony firmowe na facebooku, które bardzo szkodzą wizerunkowi firmy, a przy dużym szczęściu – nie dają nic. Tak jakby ich właściciel kierował się zasadą „aby było”. A o resztę się nie dba – ani o strategię, ani o komunikację z fanami. Co jest grzechem niewybaczalnym.

Eksperci mówią jasno – strona firmowa na facebooku to dzisiaj konieczność. Ale chcąc dobrej jakości i sukcesów trzeba słono zapłacić, a nie każdego na to stać, szczególnie w dobie kryzysu. Jakie są koszta? Cena stworzenia prostej kampanii na facebooku i jej miesięcznego utrzymania to około 1000 złotych. Te bardziej skomplikowane, długofalowe kampanie, które projektują największe agencje dla dużych firm mogą kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Jednak nie każda agencja, która każe sobie dużo płacić za kampanie na facebooku niekoniecznie ma na uwadze nasze dobro. Wybór agencji to ważna decyzja.

Dlatego warto zapoznać się i poczytać o sposobach kreowania kampanii na facebooku, aby wiedzieć z kim mamy do czynienia, kiedy taka oferta jest nam proponowana. Nie musimy znać szczegółów, ale warto dysponować przynajmniej podstawową wiedzą aby rozpoznać profesjonalistę i odrzucić oszusta. Dobra agencja zawsze będzie miała na uwadze specyfikę naszej firmy i podejmie najbardziej optymalne działania promocyjne. Czyli takie, w przypadku których efekty będą wprost proporcjonalne do zainwestowanych kosztów. Często jednak o tej ważnej zasadzie zapominają i agencje i sami klienci, którzy chcąc za wszelką cenę zaistnieć na facebooku aby „być trendy”, przeznaczają na to koszty pieniężne zupełnie nieadekwatne do efektów.

Dlatego każda firma powinna otrząsnąć się z „szału facebooka” i pamiętać, że budżet przeznaczony na reklamę na tym portalu powinien być tak samo przemyślany i dokładnie rozplanowany, jak w przypadku reklamy w tradycyjnych mediach – gazecie, telewizji itp. Błędem jest także zbyt duża wiara w facebooka – chociaż wielu się tak wydaje, nie ma on mocy cudotwórczej i nie gwarantuje sukcesu, szczególnie natychmiastowego. Służy on bardziej budowaniu wizerunku niż bezpośredniego przełożenia się na konkretną sprzedaż. O ile duże firmy dysponujące większym budżetem na eksperymenty z tym portalem z pewnością mogą sobie pozwolić, o tyle przeznaczenie całego budżetu na „moc sprawdzą” facebooka przez małą firmę może być niestety prostą drogą do bankructwa.

Podsumowując – rzeczywiście konto na facebooku może mieć każda firma, jednak musi mądrze zarządzać swoim budżetem, aby kampania się opłaciła. Niewielkie firmy, które mają mało pieniędzy na kampanie też mają swoją szansę i mogą stworzyć może i prostą, ale za to konsekwentną i na bieżąco monitorowaną komunikację z klientem na facebooku, która wizerunkowo na pewno opłaci się dla rozpoznawalności firmy i pozytywnych emocji względem niej. Dobre starania doceni każdy fan i z pewnością nas „polubi”.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co działaniem social media jest, a co nim nie jest...

Co działaniem social media jest, a co nim nie jest...


Autor: Tomasz Galicki


Temat social media wciąż jest podejmowany na nowo, budzi emocje, intryguje. Zwłaszcza, że wiele osób, które nigdy SM w praktyce zajmować się nie powinny, podejmuje takie działania psując wizerunek rzetelnym firmom społecznościowym.


Co jest prawdziwym działaniem social media, a co już zwykłym spamowaniem? Gdzie jest granica?

Oprócz szeroko zakrojonych kampanii social media na Facebooku, Twitterze czy innych portalach społecznościowych, popularne jest także dodawanie linków promujących produkt lub usługę w różnych innych miejscach w sieci. Jednym z najpopularniejszych polskich serwisów, do których dodawana jest ogromna ilość linków jest powszechnie znany wykop.pl. Wykop jest lubiany wśród użytkowników internetu i kojarzony jako miejsce, w którym znaleźć można wiele informacji, ciekawostek, pomysłów, śmiesznych akcji czy humorystycznych filmików. Odpowiednikiem naszego wykopu jest popularny w USA Digg.com.

Jednym z najpopularniejszych sposobów zdobywania „ruchu” na stronach czy też pozyskiwania fanów dla portali społecznościowych jest umieszczanie znalezionych lub własnych treści, które poruszają najbardziej aktualne – chwytliwe, kontrowersyjne lub zabawne – tematy. Dodaną treść należy oczywiście opatrzyć odpowiednim tytułem, aby została zauważona. Kluczowa jest ponadto kwestia stworzenia dobrego i wytłumaczalnego powiązania pomiędzy zamieszczoną treścią a tematyką naszej strony, fanpage'a czy też prowadzonego bloga. Nierzetelni pseudo-pozycjonerzy często niestety zamieszczają na Digg.com czy Wykop.pl treści, które nie są wcale lub bardzo luźno powiązane z page-landingami, do których się odnoszą. W ten właśnie sposób spamerzy zaśmiecają sferę internetu sprawiając, że tracimy zaufanie do rzetelności pewnych serwisów.

Nie do końca sprawiedliwymi metodami, które są coraz częściej wykorzystywane jest kupowanie głosów oraz ich wymiana. Metody te są szczególnie niesprawiedliwe dla każdej dobrej agencji social media. Zatrudniani przez nią specjaliści wkładają dużo pracy w projekt i wprowadzenie w życie kampanii opierających się o długofalowe pozyskiwanie fanów w oparciu o uczciwe, etyczne metody, a nie ich „kupując”.

Nieetyczne metody reklamy w internecie przybierają także bardziej „techniczne” lub wyrafinowane metody. Jak choćby stosowanie na portalach społecznościowych odpowiednich skryptów, które „podbijają” pozycje danego znaleziska. Takie techniki miały miejsce właśnie na serwisie Digg.com. Jeden z użytkowników utworzył sobie kilka kont, aby następnie za pomocą utworzonego przez niego narzędzia masowo dodawać raporty spamujące treści, które znajdowały się na czele listy danego serwisu. To jeszcze nie wszystko – nawet po usunięciu zamieszczonej treści (a następowało to wówczas, gdy dostała 7 głosów negatywnych), spamujący program promował losowo wybrane treści o najmniejszej ilości głosów.

Tworzenie wielu kont, kupowanie fanów czy masowe spamowanie są jednymi z wielu nieetycznych metod, których nie stosuje żadna rzetelna i sprawdzona agencja marketingu internetowego czy social media. Jednak sfera internetu na swoje nieszczęście żywi się i tymi niesprawiedliwymi środkami i dlatego każdy klient, który chce wypromować w internecie swój produkt, markę czy usługę powinien żądać jak najdokładniejszego przedstawienia metod, jakimi dana agencja się posługuje.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kampanie na Facebooku, czyli jak wykorzystać potencjał social media

Kampanie na Facebooku, czyli jak wykorzystać potencjał social media


Autor: SEO & SEM


Portale społecznościowe podbiły serca Internautów na przestrzeni kilku ostatnich lat i obecnie stanowią jedną z podstawowych dróg komunikacji w Internecie, czym od razu wzbudziły zainteresowanie świata reklamy internetowej. Jak w takim razie wykorzystać potencjał marketingowy portali takich jak Facebook czy Nasza Klasa?


Znaczna większość młodych ludzi i spory odsetek osób w średnim wieku posiada konto przynajmniej w jednym z portali społecznościowych. Jeszcze do niedawna niekwestionowanym liderem na polskiej scenie była Nasza Klasa, jednak ogromna popularność Facebooka na całym świecie sprawiła, że i u nas wyrósł na najbardziej odwiedzany portal społecznościowy. Miliony unikalnych wejść każdego dnia musiały w konsekwencji przyciągnąć zainteresowanie osób zajmujących się na co dzień reklamą. Co więcej, wszelkie działania marketingowe i reklama na Facebooku okazały się niezwykle skuteczne.

Obecnie większość dużych korporacji i firm posiada swój profil w tym portalu, który gromadzi społeczność wokół danej marki lub produktu, a następnie prowadzi z nią pewnego rodzaju interakcję. Jednak kampanie na Facebooku to nie tylko posiadanie i prowadzenie własnego profilu, ale również konkursy i aplikacje, bardzo często w postaci atrakcyjnych i zabawnych gier, dzięki którym możemy dodatkowo wygrać nagrody, na przykład związane z danym profilem. Takie działania bardzo szybko budują wierną społeczność, którą bardzo szybko jesteśmy w stanie poinformować o nowościach w naszej ofercie.

Facebook umożliwia również wykorzystanie boksów reklamowych umieszczonych po prawej stronie, a które działają na podobnej zasadzie co Google Adwords. Przewagą reklam na Facebooku jest możliwość bardzo precyzyjnego dotarcia do określonej grupy docelowej poprzez zawężenie liczby internautów bazując na ich profilowych danych.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Oddaj Twittera, albo podamy cię do sądu

Oddaj Twittera, albo podamy cię do sądu


Autor: Adamo Incognito


Zastanawialiście się już kto jest właścicielem treści, które piszemy używając w pracy Twittera, Blipa lub innego medium społecznościowego?
Pod artykułem komentarz prawny.


Kilka dni temu mainstream obiegła historia Noah Kravitza, któremu były pracodawca, firma Phonedog, chciał odebrać konto Twittera. Firma swoje roszczenia uzasadniała tym, że Kravitz twittował będąc zatrudnionym, a ponadto w nazwie jego konta na Twitterze znajdowała się nazwa serwisu, dla którego pisał.

Noah Kravitz przez cztery i pół roku pracował jako recenzent urządzeń mobilnych dla serwisu Phonedog. Konto na Twitterze @PhoneDog_Noah prowadził od roku 2007, kiedy to rozpoczął pracę w Phonedog. Odchodząc z pracy zamknął to konto i przeniósł się na inne: @noahkravitz. Przez te wszystkie lata zdobył zainteresowanie około 17 000 obserwujących, gdy przenosił się na nowe prawie wszyscy dotychczas obserwujący podążyli za nim.

Kilka miesięcy po odejściu wpływowego recenzenta, Phonedog przypomniał sobie o koncie na Twitterze, które prowadził Noah Kravitz. Dawny pracodawca zażądał tego konta, wyceniając jego wartość na ponad 300 tys. dolarów (licząc $2,5 za jednego obserwującego). Sprawa znalazła się w sądzie.

Cytując Kravitza za redaktor Kashmir Hill:
„No one asked me to create the account. No one told me what to tweet there, I had no inkling then that [having a Twitter account] would become an essential part of being a so-called journalist."
(Nikt mi nie kazał założyć konta na Twitterze. Nikt mi nie mówił, co mam tam pisać. Gdy zakładałem konto nie przypuszczałem, że stanie się jednym z podstawowych narzędzi dziennikarza).

Na koncie @PhoneDog_Noah nie publikował wyłącznie treści firmowych, dużą część stanowiły też wpisy osobiste etc. Aktualnie sprawa jest na etapie analizy pozwu złożonego przez Phonedog, a Noah Kravitz pomimo toczącego się procesu cały czas aktywnie używa swojego konta.

Wydarzenie to zwróciło uwagę na bardzo bardzo ciekawą sprawę. Prawie każdy z branży interactive obok czynności służbowych coś publikuje, czy to na Facebooku, Google+, blogu czy jakimkolwiek mikroblogu. Wiele z tych wpisów powstaje w godzinach pracy, a także opiera się na wiedzy/doświadczeniach zdobytych podczas wypełniania obowiązków służbowych.Wbrew pozorom nie jest do końca oczywiste, kto wg polskiego prawa, jest właścicielem własności intelektualnej wytworzonej przez pracowników.

O komentarz poprosiliśmy adwokat Karolinę Zyder, która specjalizuje się w dziedzinie prawa autorskiego.

W polskim prawie obowiązuje ogólna zasada, iż prawo autorskie do utworu należy do jego twórcy. Zasada ta dotyczy zarówno praw autorskich niemajątkowych jak np. prawa do autorstwa, jak również autorskich praw majątkowych, takich jak np. prawa do korzystania z utworu i rozporządzania nim.W sytuacji gdy twórcą utworu jest pracownik – a więc osoba określona w art. 2 Kodeksu pracy – a utwór został stworzony w ramach wykonywania obowiązków ze stosunku pracy, majątkowe prawa autorskie do stworzonego w takich warunkach utworu- zgodnie z art. 12 ustawy Prawo autorskie - przechodzą na pracodawcę z chwilą przyjęcia przez niego utworu. Przejście tychże praw następuje w granicach wynikających z celu umowy o pracę i zgodnego zamiaru stron.

Wobec powyższego kwestią decydującą o nabyciu przez pracodawcę autorskich praw majątkowych jest (i) fakt wytworzenia utworu w wyniku wykonywania przez pracownika obowiązków wynikających ze stosunku pracy oraz (ii) przyjęcie utworu przez pracodawcę.

Na fakt stworzenia utworu w ramach obowiązków pracowniczych poza postanowieniami umowy o pracę może wskazywać test czy w przypadku niestworzenia utworu przez pracownika pracodawca mógłby mu postawić zarzut naruszenia i niedopełnienia obowiązków pracowniczych, istotny jest również fakt czy pracownik był podporządkowany pracodawcy i kierował się jego wskazówkami podczas tworzenia utworu, jak również należy pamiętać o odwołaniu się do zwyczajów i praktyk w danej grupie zawodowej. Należy jednakże podkreślić, iż nie można sugerować się jedynie miejscem stworzenia dzieła czy też własnością środków technicznych które służyły do stworzenia dzieła (np. stworzenie utworu na komputerze będącym własnością pracodawcy nie powoduje, iż dany utwór staje się utworem pracowniczym w rozumieniu art. 12 pr. autorskiego).

Drugą istotną kwestią jest przyjęcie utworu przez pracodawcę. Brak jest obowiązującej definicji jak należy rozumieć „przyjęcie utworu”, jednakże na gruncie poglądów doktryny oraz orzecznictwa sądowego można twierdzić, iż jest to jakiekolwiek przekazanie pracodawcy przez pracownika utworu, a więc przekazanie np. za pośrednictwem e-maila czy też poprzez pozostawienie utworu na biurku pracodawcy. W sytuacji braku negatywnego stanowiska pracodawcy odnośnie nieprzyjęcia utworu lub też uzależnieniu przyjęcia od dokonania określonych w nim zmian odnośnie utworu należy przyjąć, iż do przekazania doszło – nie jest wymagana akceptacja czy też potwierdzenie przyjęcia utworu (art. 13 pr. autorskiego).

Należy tutaj zaznaczyć, iż w sytuacji gdy pracownik nie chce przekazać stworzonego utworu to na gruncie prawa autorskiego pracodawca nie może go do tego zmusić, choć oczywiście może wyciągnąć konsekwencje wynikające z prawa pracy. W związku z tym niezwykle istotne jest właściwe skonstruowanie umowy o pracę z osobami mającymi w ramach obowiązków służbowych tworzyć utwory, tak aby zabezpieczyć pracodawcę przed mogącymi pojawić się sporami dotyczącymi praw autorskich do stworzonych przez pracownika utworów.


Więcej informacji o podobnej tematyce w serwisie: destylator.at

Komentarza udzieliła adwokat Karolina Zyder z kancelarii
DZNP Dygas Zyder Nierobisz Przewłocki – Adwokaci i Radcowie Prawni spółka partnerska
www.dznp.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zakupy grupowe - to nie sprzedaż, lecz promocja!

Zakupy grupowe - to nie sprzedaż, lecz promocja!


Autor: M.Krawczyk


Mówiąc o serwisach typu Groupon, Gruper, czy Cuppon mówimy "serwis zakupów grupowych". Prawda jest jednak taka, że gdyby ktoś chciał za ich pomocą naprawdę sprzedawać, szybko by zbankrutował.


Wyobraźmy sobie firmę, która daje 75% rabatu na usługę wybielania zębów. Oznacza to, że za 25% tego co normalnie liczyłaby za tego typu usługę musi sprostać wydatkom w postaci najmu lokalu, zatrudnienia personelu, zakupie i utrzymaniu sprzętu do tego wybielania, nie mówiąc o całej masie drobniejszych wydatków towarzyszących prowadzeniu firmy. Aby jednak prowadzenie firmy miało sens, wypada po odliczeniu kosztów zanotować jeszcze pewien, chociaż nieduży zysk. Nawet drakońskie ścięcie kosztów, nie daje jednak nadziei na to, aby coś, co dotąd kosztowało 100 zł dziś, przy cenie 25 zł nadal było opłacalne dla firmy.

Jeżeli jednak sprzedaż z użyciem tak dużych rabatów jest nieopłacalna dla firm, to czemu tak chętnie chcą one zaprezentować swoje usługi w serwisach zakupów grupowych prześcigając się w oferowaniu ogromnych rabatów? Powód jest prosty, otóż tak zwane serwisy zakupów grupowych nie służą sprzedaży usług restauracji, hoteli, czy innych oferentów usług - one służą ich promocji!

Dla wielu z czytelników to oczywiste, ale zapytajcie swoich znajomych, czy mieli oni świadomość że te serwisy służą właśnie temu. Większość korzystających z tych okazji oczywiście nie zastanawia się nad tym, po prostu kupują coś co można mieć po rewelacyjnej cenie, jednak fakt pozostaje faktem: te serwisy nie sprzedają, one promują, tak więc popularne określenie serwis zakupów grupowych jest nieco fałszywe, ale skoro już się przyjęło to nie ma się o co czepiać, chciałem tylko wytłumaczyć tą mylną nazwę :-)

Założenie jest takie, że jeżeli ktoś zachęcony ogromną zniżką skorzysta np. z oferty baru z sushi, będzie chętnie tam powracał później, płacąc już normalne stawki byle tylko zjeść w swoim ulubionym lokalu. Dodatkowo opowie o tym miejscu swoim znajomym, ci zaś z pewnością tłumnie ściągną tu i jednorazowa zniżka nawet 90% przeobrazi się w sukces komercyjny tego przykładowego baru.

Życie jednak depcze wyobraźnię. Firmy promujące swoje usługi w serwisach zakupów grupowych nie zawsze trafnie oceniają własne siły. Sprzedają wielką ilość kuponów, ale żeby później obsłużyć sporą liczbę nagle przybyłych im klientów, muszą zwykle ściąć koszty, a cięcie kosztów odbywa się często kosztem jakości (zamiast solidnej porcji sushi, małe co nieco na talerzu, zamiast hotelu, gdzie można miło spędzić weekend, jakieś koszary w których normalnie nie zatrzymałbyś się nigdy, wielu zna już te przypadki). Klienci po takiej przygodzie nie tylko nie powracają, ale gorąco odradzają też innym takie miejsce i dostępne w nim usługi. Oferowanie swoich usług z 80, czy 90% rabatem nie jest niczym innym jak podarowaniem próbki swojego produktu przyszłemu konsumentowi. Wyobraźmy sobie hostessę w hipermarkecie, która podchodzi do Ciebie z próbkami np. nowej kiełbasy i daje Ci coś, co zjesz i prawie na pewno skrzywisz się z niesmaku. Po co więc zatrudniać taką hostessę? Po co ponosić koszty jej pracy i koszty tej pokrojonej w plasterki kiełbasy? A dając niesmaczną próbkę, pomagasz w sprzedaży swojej kiełbasy, czy raczej kompromitujesz się?

Czy zatem serwisy zakupów grupowych są nieudanym pomysłem? Czy czeka je upadek po przejściu chwilowej mody? Moim zdaniem - stanowczo nie. Są to doskonałe narzędzia do promocji swoich usług, dające wspaniałą sposobność zareklamowania się w sposób masowy milionom ludzi i pozwalające na kontakt z tymi, którzy chcą przetestować Twoje sushi, usługi fryzjerskie itp. Ten artykuł nie ma na celu krytyki zjawiska w postaci serwisów zakupów grupowych, on ma po prostu wyjaśnić do czego one naprawdę służą i jaki błąd popełniają Ci, którzy chcą dzięki nim dosłownie sprzedawać.

Jeżeli masz restaurację, pomyśl ile wydasz na jej promocję, a także ile czasu poświęcisz na to, aby ponosząc koszty stałe (ludzie, wynajem lokalu, utrzymanie lokalu), zbudować popularność swojego lokalu. Następnie te wszystkie koszty jakie Ci wyjdą podziel na pół (bo nigdy nie warto stawiać na jedną kartę). Wyjdzie Ci pewna suma pieniędzy i to na podstawie tej liczby planuj ilość kuponów do zaoferowania przez jeden z serwisów zakupów grupowych, a także na podstawie tej sumy zastanów się ile % rabatu możesz dać klientom, którzy do Ciebie trafią z tego źródła.

Co uzyskasz? W ciągu kilku dni o istnieniu Twojego lokalu dowie się duża część mieszkańców miasta w którym prowadzisz działalność. Cześć z nich kupi te kupony, które przeznaczyłeś do dystrybucji za pomocą serwisu zakupów grupowych. Jeżeli dobrze skalkulowałeś koszty, rabaty i ilość kuponów, to klienci przychodzący z tego źródła zostaną dobrze obsłużeni, dostaną uczciwe porcje, a jeżeli część z nich nigdy nie powróci, to przynajmniej nie będzie miała podstaw, aby pytającym ich o Twój lokal nie powiedzieć " polecam". W kilka dni Twoja restauracja zyska trzy rzeczy o które nieraz trzeba zabiegać miesiącami, jeśli nie latami :

zasięg

grupę stałych klientów

renomę

Po prostu trzeba inteligentnie użyć potencjału jaki drzemie w serwisach zakupów grupowych.

Chciałoby się na końcu powiedzieć: zakupy grupowe - nie dla .... ! No ale to hasło reklamowe jest już zajęte.


www.powerprice.pl - taniej być nie może

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.