niedziela, 20 marca 2016

Poznaj sekret dobrego tekstu na stronę internetową

Poznaj sekret dobrego tekstu na stronę internetową


Autor: Irena Zobniów


Współcześnie Internet całkowicie zdominował nasz życie zarówno to prywatne, jak i zawodowe. Za jego pomocą szybko i wygodnie odnajdujemy potrzebne nam informacje, a dla wielu z nas biznes internetowy jest podstawowym sposobem zarobkowania.


Niezwykle ważnym elementem jest więc strona internetowa lub serwis, za pomocą których będziemy mogli komunikować się z potencjalnymi klientami. Ponieważ użytkownik odwiedzając daną witrynę ocenia jej wartość w zaledwie kilka sekund warto wiedzieć, jak przyciągnąć jego uwagę, aby zainteresował się znajdującą się w serwisie treścią. Obecnie szeroko rozumiany marketing internetowy jest takm mocno rozwinięty, że nie sposób pominąć go w trakcie projektowania i tworzenia stron WWW oraz przygotowywania na nie treści.

Nagłówki i tytuły

Sugestywny nagłówek bądź tytuł to klucz to sukcesu. Ich zadaniem jest przekazanie istotny tekstu, którego on dotyczy w sposób zachęcający do dalszego czytania.

Może dotyczyć zarówno nazwy strony, treści informacyjnej znajdującej się na stronie głównej,jak również różnego rodzaju aktualności, czy informacji o ofertach handlowych itp. Na potrzeby niniejszego artykułu pominę kwestię nagłówka jako nazwy strony i skupię się na nagłówkach w treści strony.

Nagłówek lub tytuł powinien być krótki i mieć formę tzw. call to action. Co to oznacza? Weźmy dla przykładu trzy zdania:

„W naszym sklepie rozpoczęły się zimowe promocje”

„sprawdź zimowe promocje w naszym sklepie”

„Sprawdź zimowe promocje w naszym sklepie już teraz!”

W pierwszym przypadku zdanie nie specjalnie zachęca nas do skorzystania z oferty. Tekst nie zwraca naszej uwagi i zapewne nie zatrzymamy na nim dłużej swojego wzroku. W drugim przypadku tekst nawołuje do działania. Słowo „sprawdź” zachęca nas do tego, aby zobaczyć ofertę. Natomiast w trzecim zdaniu widzimy na końcu frazę „już teraz”. Podobnie jak w drugiej wersji nagłówka, mamy tu zachętę do działania „sprawdź” oraz nacisk na to, aby zrobić to „już teraz”. W ten sposób użytkownik jest podwójnie zmotywowany do działania. Informujemy go, aby nie czekał dłużej i już teraz przejrzał naszą ofertę.

Nagłówek stanie się bardziej zauważalny jeśli najważniejsze jego elementy zostaną w odpowiedni sposób wyeksponowane. Możemy na przykład zastosować kursywę lub pogrubienie, np.:

Sprawdź zimowe promocje w naszym sklepie już teraz!”

Stosując powyższe wskazówki z pewnością nasze nagłówki zwrócą uwagę odwiedzających naszą stronę i zachęcą ich do dalszego przeglądnięcia oferty,którą dla nich przygotowaliśmy. Warto zatem pamiętać, że skuteczny copywriting to nieodłączny element każdej strony i serwisu internetowego i od niego w głównej mierze zależy sukces naszej działalności w sieci.


Irena Zobniów
irena.zobniow.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Nowa twarz YouTuba

Nowa twarz YouTuba


Autor: Tomasz Galicki


Sieci społecznościowe wkraczają wszędzie. Największe portale chcą być bardziej na czasie, co w praktyce oznacza być „bardziej social media”. Ostatnio uległ temu raczej nie kojarzący się z typowym portalem społecznościowym YouTube. Przyjrzyjmy się co dobrego, a co gorszego, z tej przemiany wyszło.


Jak wiadomo, YouTube należy do Google. A w związku z tym, że niedawno wprowadzony Google+, który miał zmieść Facebooka i przejąć jego fanów nie odniósł większego sukcesu, Google postanowiło zadziałać na innym polu, przy okazji dodatkowo promując Google +. Bo nowy YouTube jest silnie zintegrowany z Google +, co wielu jego użytkownikom niekoniecznie może się spodobać. Ogólnie można powiedzieć, że YouTube jest kolejnym punktem wielkiej odnawiającej ofensywy Googla – najpierw zmiana w Google Docs, później nowy wygląd Gmaila, aż wreszcie przyszła kolej na YouTube. Widać Googlowi konkurencja z Facebookiem motywacyjnie służy.

Reklama na facebooku wciąż wiedzie prym, więc Google oczywiście nie zaryzykowałby tak bardzo, aby YouTuba połączyć jedynie z Google+ - możemy go zintegrować także m.in. z Facebookiem czy Twitterem. Jednak nowy layout strony, nieco przypominający Google+ nie pozostawia wątpliwości, kto tu jest najważniejszy. Ogólnie rzecz biorąc - większość zmian zdecydowanie przemawia na plus. Przede wszystkim uproszczono nawigację – nowy interfejs pozwala łatwiej znaleźć filmiki, a kanały są bardziej wyróżnione – Google stawia na większą promocję kontentu stworzonego przez użytkowników, a więc takie działanie ma jak najbardziej sens.

No i oczywiście mocno pogłębiona funkcja społecznościowa. Jeśli jakiś filmik zainteresuje naszych znajomych z Facebooka czy Google+ dowiemy się o tym błyskawicznie, a także możemy szybciej i sprawniej podzielić się owym znaleziskiem. Ważne w tym kontekście są „Circles” - ciekawa funkcja Google+, która umożliwia segregowanie znajomych w różne, wybrane lub tworzone samodzielnie – kręgi. Teraz kręgi zostały zastosowane także na YouTube. Dzięki nim mamy do dyspozycji zupełnie nową funkcję, która umożliwia automatyczne udostępnianie osobom z naszych kręgów subskrybowanych przez siebie kanałów.

Kolejnym elementem „uspołeczniającym” YouTube jest zmiana w środku ekranu – teraz na pierwszym planie serwisu widnieją filmy wybierane domyślnie, ale oczywiście nieprzypadkowo – są to filmiki, jakie udostępniają nasi znajomi z Google+. Oczywiście zmieniając kategorię lub subskrypcję, treści w niej zawarte natychmiast zamienią się na miejsca z tymi z Google+. Natomiast prawa strona ekranu także jest spersonalizowana – znajdują się na niej filmy wybrane przez YouTuba na podstawie naszej historii oglądania.

Jednak, jak to w życiu – nie wszystko może być idealne. Przede wszystkim z nowym YouTubem pojawiają się pewne problemy techniczne. Użytkownicy przeglądarki Opera zauważyli zapewne już nie raz, iż Google nie jest z nią kompatybilny. Nie inaczej z nową wersją YouTuba – otwierając go w Operze nie mamy niestety dostępu do wszystkich opcji, gdyż zwyczajnie się nie wyświetlają.

Nie można być też arcyoptymistą w kwestii nowych funkcji społecznościowych – już teraz nie podobają się one niektórym użytkownikom, którzy deklarują tęsknotę za „starym” YouTubem. Większość z nas ma już konto na Facebooku lub innym portalu społecznościowym, w związku z tym i tak jesteśmy na bieżąco z treściami, jakie udostępniają nasi znajomi, a zasypywanie nas nimi jeszcze dodatkowo na YouTubie może irytować, z drugiej strony – social media marketing w przyszłości będzie miał tu prawdziwe pole do popisu. Jak więc widzimy nowy YouTube ma wiele ciekawych funkcji i jego wygląd również zasługuje na pochwałę, jednak pewne kwestie dotyczące funkcjonalności serwisu wymagają jeszcze dopracowania.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Niezbadane są wpływy social media?

Niezbadane są wpływy social media?


Autor: Tomasz Galicki


Niepokojące wyniki badań dla wszystkich marketingowców i specjalistów social media opublikował portal newmediaandmarketing.com. Ich wyniki mówią jasno – wpływu działań social media na współczynnik ROI (oznaczającego realny zarobek, z ang. return on investment – zwrot z inwestycji) nie da się zmierzyć.


Niestety, za poparciem tej tezy stoi pokaźny procent doświadczonych marketerów – dokładnie 72% twierdzi, że nie da się tego zmierzyć lub nie wie, w jaki sposób.. Co na to specjaliści zawodowo zajmujący się social media marketingiem? Czy rzeczywiście oznacza to, że badanie wpływu działań social media jest niemożliwe, czy może zbyt trudne lub wciąż nie ma do tego odpowiednich narzędzi?

Odpowiedź na wszystkie powyższe pytania brzmi: nie. Zbadanie osiągniętego ROI po danych kampanii na facebooku lub innym portalu nie jest niemożliwe, ale może stanowić wyzwanie i wymagać poświęcenia temu zadania czasu i pracy oraz konsekwentnego stosowania pewnych metod. Przede wszystkim należy wyznaczyć sobie konkretne cele, współgrające z wybraną przez nas strategią kampanii. Jeśli głównym z założonych celów będzie właśnie osiągnięcie określonego współczynnika ROI, będziemy mogli go na bieżąco monitorować i kontrolować. Jak?

Przede wszystkim na samym początku, zanim jeszcze przystąpimy do wyznaczania celów, należy odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań dotyczących naszego produktu, przekazu, jaki chcemy tworzyć, a także tego, kim są nasi odbiorcy. Warto przemyśleć sobie, czy to, co mamy do zaoferowania zainteresuje ich, a jeśli nie, to jak to zrobić. Czy moja marka/produkt/usługa jest na tyle ważna, aby odbiorcy chcieli wchodzić z nią w aktywne, zaangażowane relacje? Jak chcę wykorzystać kanał social media do osiągnięcia wyznaczonych celów? I przede wszystkim – czy posiadam wystarczającą wiedzę oraz narzędzia, aby na bieżąco sprawdzać i mierzyć efekty moich działań social media w internecie oraz ich wpływ na rzeczywisty ROI?

Rzetelne i dokładne odpowiedzi na powyższe pytania pozwolą nam na podjęcie pierwszego kroku, który umożliwi przyszłe zmierzenie ROI – zdefiniowanie wskaźników. Za ich pomocą można monitorować, czy rzeczywiście i w jakim stopniu osiągamy wyznaczone cele. W aspekcie ich mierzenia istnieją dwa podejścia. Pierwsze z nich mówi o jakościowym mierzeniu wpływu działań social media - sprawdzaniu emocji, komunikacji, podejścia, czyli w skrócie tego, co inni mówią o naszej marce, produkcie czy usłudze i jakie uczucia temu towarzyszą.

Drugie podejście ilościowe skupia się na znalezieniu bardziej twardych danych, które mogą opisać stosunek odbiorców do marki i policzyć rzeczywisty wpływ działań social media na sprzedaż. Ocena tego wpływu często uznawana jest za niemożliwą, gdyż nie wszystkie kampanie social media się do tego nadają. I to z winy ich twórców – w przypadku źle prowadzonych, niekonsekwentnych kampanii, w których komunikacja z odbiorcami prowadzona jest w sposób chaotyczny rzeczywiście trudno jest zidentyfikować wpływ działań social media, jeśli w ogóle on w takim wypadku ma miejsce. Natomiast dobra jakościowo kampania nie powinna sprawiać większych trudności i policzenie wpływu na ROI jest jak najbardziej możliwe.

Dokładne sposoby mierzenia ROI wymagają na pewno oddzielnego artykułu, gdyż jest ich wiele. W skrócie należy powiedzieć, iż na pewno nie polega to na prostym zliczaniu fanów – nic to nam tak naprawdę nie powie. Sposób mierzenie powinien jasno wynikać z omówionych wcześniej celów naszej kampanii – a więc zupełnie inaczej będzie to wyglądać w przypadku kampanii prosprzedażowych, a jeszcze inaczej – gdy naszym celem jest zaangażowanie użytkowników i pozyskanie ich długofalowej lojalności. W drugim przypadku pewien obraz sukcesu bądź porażki kampanii może dać nam badanie komentarzy i interakcji. Klucz to gruntowna, rzetelna analiza.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Fanpage Trender – nowy wymiar mierzenia statystyk dla Facebooka

Fanpage Trender – nowy wymiar mierzenia statystyk dla Facebooka


Autor: Tomasz Galicki


Większość firm, zarówna mniejszych jak i większych, ma dzisiaj swoją oficjalną stronę na Facebooku. I nawet, jeśli może to tak wyglądać, nie istnieje ona dla przyjemności, ale dla budowania wizerunku i zwiększenia zysku marki.


Do tej pory nie istniało żadne narzędzie dokładnie mierzące ruch na fanpage'ach. Aż do niedawna – oto Fanpage Trender.

To, że kampania na Facebooku powinna być starannie i dokładnie rozplanowana, wie zapewne każda dobra agencja social media. Opracowanie strategii musi być przeprowadzone dokładną analizą rynku – np. co dzieje się na fanpage'ach konkurencji. Do tej pory zadanie to wymagało albo samodzielnego ślęczenia nad „tablicą”, obserwowanie wpisów i komentarzy albo korzystanie z innych, nie dość dokładnych i zadowalających narzędzi. Wszystko zmieniło się wraz z powstaniem Fanpage Trendera. Właśnie to narzędzie gwarantuje nam otrzymanie dogłębnej analizy i rzetelnej informacji na temat ruchu na fanpegu własnym i konkurencji.

Jak to działa? Jak sama nazwa wskazuje, Fanpage Trender mierzy „trendy” na instytucjonalnych profilach firm, marek czy produktów na Facebooku. Dokonuje tego zbierając i poddając dokładnej analizie dane dotyczące aktywności fanów lub najchętniej komentowanych treści. Działalność tego narzędzia nie jest niczym ograniczona, nie można się przed nim „zabarykadować”. Każda strona publiczna może być poddana analizie Fanpage Trendera, co umożliwia np. porównywanie kilku fanpage'ów z określonej branży.

Stworzenie takiego narzędzia jak Fanpage Trender jest oczywiście wynikiem pracy specjalistów z branży, a dokładnie z firmy SmartNet. W zespół firmy wchodzą zarówno umysły ścisłe, jak i humanistyczne – informatyk oraz doktorzy nauk społecznych. SmartNet od lat prowadzi badania zachowań internautów, więc łatwo się domyślić, skąd wziął się pomysł na powstanie urządzenia do dokładnego mierzenia tych tendencji. Zespół przyznaje także, że zarówno specjaliści od social media marketingu, jak i ich klienci wielokrotnie sugerowali potrzebę posiadania narzędzia tego typu. Ponadto wyniki wielu badań sugerowały, iż większość marketingowców twierdzi, że działań social media nie da się zmierzyć i to właśnie jest największą przeszkodą, przez którą tak wiele firm w ogóle rezygnuje z działalności social media. Fanpage Trender całe szczęście udowodnił obu stronom, że da się. Miarą sukcesu i popularności narzędzia jest z pewnością fakt, iż w przez pierwsze kilka miesięcy istnienia korzystało z niego ponad kilkaset osób.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Facebook dla każdej firmy?

Facebook dla każdej firmy?


Autor: Tomasz Galicki


Na wznoszącej się fali popularności Facebooka każdy, kto może chce zaistnieć na jednym z najpopularniejszych portali społecznościowych. W efekcie wiele firm zakłada stronę za pomocą niekoniecznie odpowiednich metod – spontanicznie, nieprofesjonalnie, nie oglądając się na pomoc specjalistów. Czy każdy na Facebooku istnieć może?


To, że Facebook kusi, jest jak najbardziej zrozumiałe. Liczby mówią same za siebie – konto na tym modnym portalu ma już ponad 7 milionów Polaków. I galopująco wzrasta liczba reklamujących się na nim firm, marek i usług, a co za tym idzie – wydatków na działania social media. Nie wszyscy jednak fundusze na zatrudnienie dobrej agencji social media mają, więc albo zatrudnia się wówczas najtańszą, albo - „zrób to sam”. Co zwykle nie wychodzi najlepiej. Powstają wtedy właśnie nieprzemyślane, niekompletne strony firmowe na facebooku, które bardzo szkodzą wizerunkowi firmy, a przy dużym szczęściu – nie dają nic. Tak jakby ich właściciel kierował się zasadą „aby było”. A o resztę się nie dba – ani o strategię, ani o komunikację z fanami. Co jest grzechem niewybaczalnym.

Eksperci mówią jasno – strona firmowa na facebooku to dzisiaj konieczność. Ale chcąc dobrej jakości i sukcesów trzeba słono zapłacić, a nie każdego na to stać, szczególnie w dobie kryzysu. Jakie są koszta? Cena stworzenia prostej kampanii na facebooku i jej miesięcznego utrzymania to około 1000 złotych. Te bardziej skomplikowane, długofalowe kampanie, które projektują największe agencje dla dużych firm mogą kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Jednak nie każda agencja, która każe sobie dużo płacić za kampanie na facebooku niekoniecznie ma na uwadze nasze dobro. Wybór agencji to ważna decyzja.

Dlatego warto zapoznać się i poczytać o sposobach kreowania kampanii na facebooku, aby wiedzieć z kim mamy do czynienia, kiedy taka oferta jest nam proponowana. Nie musimy znać szczegółów, ale warto dysponować przynajmniej podstawową wiedzą aby rozpoznać profesjonalistę i odrzucić oszusta. Dobra agencja zawsze będzie miała na uwadze specyfikę naszej firmy i podejmie najbardziej optymalne działania promocyjne. Czyli takie, w przypadku których efekty będą wprost proporcjonalne do zainwestowanych kosztów. Często jednak o tej ważnej zasadzie zapominają i agencje i sami klienci, którzy chcąc za wszelką cenę zaistnieć na facebooku aby „być trendy”, przeznaczają na to koszty pieniężne zupełnie nieadekwatne do efektów.

Dlatego każda firma powinna otrząsnąć się z „szału facebooka” i pamiętać, że budżet przeznaczony na reklamę na tym portalu powinien być tak samo przemyślany i dokładnie rozplanowany, jak w przypadku reklamy w tradycyjnych mediach – gazecie, telewizji itp. Błędem jest także zbyt duża wiara w facebooka – chociaż wielu się tak wydaje, nie ma on mocy cudotwórczej i nie gwarantuje sukcesu, szczególnie natychmiastowego. Służy on bardziej budowaniu wizerunku niż bezpośredniego przełożenia się na konkretną sprzedaż. O ile duże firmy dysponujące większym budżetem na eksperymenty z tym portalem z pewnością mogą sobie pozwolić, o tyle przeznaczenie całego budżetu na „moc sprawdzą” facebooka przez małą firmę może być niestety prostą drogą do bankructwa.

Podsumowując – rzeczywiście konto na facebooku może mieć każda firma, jednak musi mądrze zarządzać swoim budżetem, aby kampania się opłaciła. Niewielkie firmy, które mają mało pieniędzy na kampanie też mają swoją szansę i mogą stworzyć może i prostą, ale za to konsekwentną i na bieżąco monitorowaną komunikację z klientem na facebooku, która wizerunkowo na pewno opłaci się dla rozpoznawalności firmy i pozytywnych emocji względem niej. Dobre starania doceni każdy fan i z pewnością nas „polubi”.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.