niedziela, 26 czerwca 2016

A więc CATI?

A więc CATI?


Autor: Marta Roszak


W dobie zażartej walki z konkurencją, pełnej agresywnych kampanii marketingowych, coraz częściej odchodzimy do tego, co najważniejsze – od prawdziwych potrzeb klienta. Prawdziwych, to znaczy realnie przez niego odczuwanych, a nie wykreowanych przez cały sztab pracujących nad tym specjalistów.


I już mało kto pamięta, że czasami wysłuchanie osób, do których rzeczywiście nasz produkt bądź usługa są skierowane, jest najwyższą gwarancją sukcesu. Jak najlepiej poznać opinie klientów – tych obecnych, jak i potencjalnych? Na rynku istnieje wiele umożliwiających to narzędzi. Ja polecam CATI.

Zacznijmy od rozszyfrowania skrótu i odpowiedzenia na pytanie: czym w ogóle to badanie jest. CATI, czyli Computer Assisted Telephone Interview to wywiad telefoniczny wspomagany komputerowo, będący formą ilościowego badania, którego celem jest zebranie informacji i opinii.

Dzięki wykorzystaniu technik teleinformatycznych, pozwala na uzyskanie szerokiego spektrum danych oraz umożliwia dynamiczne sterowanie wywiadem. Pozwala na bieżące filtrowanie zadawanych pytań ze względu na uzyskiwane odpowiedzi.

Rozmowa przeprowadzana jest w biurach typu call center przez wyszkolonego ankietera (a przynajmniej tak być powinno, co niestety w niektórych firmach oferujących badania tego typu pozostawia wiele do życzenia). Odpowiedni trening osoby przeprowadzającej rozmowę jest szalenie istotny. Powinien on obejmować nie tylko zaznajomienie pracownika z systemem komputerowym i sposobem wypełniania ankiety, ale i zapoznanie go każdorazowo z treścią danego badania i jego celem, a także szkolenie z zakresu umiejętności interpersonalnych przydatnych podczas zachęcania rozmówcy do udzielenia odpowiedzi. Niektóre firmy preferują wykorzystywanie filmów szkoleniowych, jednak nie oszukujmy się – choć często są one tańsze i łatwiej przeprowadzić trening w ten właśnie sposób, nie dorównują one zajęciom prowadzonym w małych grupach przez szkoleniowca czy supervisora. Tak – mamy tu jeszcze supervisora. Oprócz funkcji szkoleniowej pełni on również tę kontrolną i na bieżąco przygląda się pracy ankieterów. Jest to możliwe nie tylko dzięki nagrywaniu przeprowadzanych rozmów, ale również dzięki systemom teleinformatycznym i odpowiedniemu oprogramowaniu, które pozwalają na obserwowanie monitora pracownika (a tym samym przebiegu prowadzonej przez niego rozmowy). Budzi to mieszane odczucia, niektórzy ankieterzy skarżą się z tego powodu na dodatkowy stres, jednak jest to konieczne, przede wszystkim w celu ewentualnego feedbacku i korekty pewnych zauważonych błędów.

Jak wygląda samo badanie? Ankieter wyposażony w odpowiednie oprogramowanie komputerowe wybiera z bazy danych w sposób losowy (m.in. w badaniach badających poziom satysfakcji klienta) lub celowy na podstawie określonych kryteriów, swoich rozmówców. Podążając za odpowiednim skryptem, zadaje im konkretne pytania, a odpowiedzi notuje w programie, dzięki czemu na bieżąco jest informowany o stopniu zrealizowania ustalonej próby. To zasadnicza zaleta, ale nie jedyna!

Mocnych stron badań CATI jest znacznie więcej. Zwróćmy uwagę, że to jedna z najszybszych metod zbierania informacji. Wyniki pojedynczej ankiety otrzymujemy automatycznie, a dzięki wsparciu programów komputerowych, nie trudny jest całościowy ogląd sytuacji i dokładniejsza analiza uwzględniająca odpowiedzi wszystkich respondentów. Samo badanie również nie wymaga dużego nakładu czasu i jest znacznie ułatwione ze względu na to, że wykonywane jest przez telefon. Na krótki czas realizacji badania, wpływa również bezpośredni sposób kodowania w komputerze uzyskiwanych odpowiedzi, co należy do obowiązków ankietera.

CATI umożliwia również dotarcie do respondentów, którzy bywają nieuchwytni ze względu na brak czasu. Dlatego tak często badanie wykorzystywane jest, kiedy firmy potrzebują uzyskać dane od biznesmanów czy osób, których praca wymaga podróży służbowych, bądź ogólnie w ramach badań B2B. Jest ono stosunkowo wygodne dla samych respondentów, którzy dodatkowo, inaczej niż w przypadku ankiet listownych bądź internetowych, mają możliwość ewentualnego rozwiania swoich wątpliwości poprzez zadanie ankieterowi pytania.

Metoda to szybka, a przy tym (o dziwo, bo to rzadko chodzi w parze) tania. Mniej kosztuje jedynie badanie internetowe CAWI, które jednak, jak zauważyliśmy wcześniej, nie pozwala na bezpośrednią relację: respondent – ankieter. A i to nie wszystko! Dzięki oprogramowaniu i stałej możliwości monitoringu (wszystkie rozmowy są nagrywane) badania są ustandaryzowane, a tym samym jego wyniki możemy uznać za wysoce wiarygodne.

Sceptycy tej metody wskazują jednak kilka jej minusów. Mianowicie, iż nie pozwalają na wykorzystanie zbyt wielu zmysłów. Jedyną możliwą do wykorzystania formą jest rozmowa, bez możliwości wykorzystania jakichkolwiek treści wizualnych i multimedialnych.
To ogranicza temat badań – np. rozpoznawalność marki i związanych z nią narzędzi identyfikacji wizualnej. Ograniczeniem jest również czas trwania rozmowy. Najczęściej jest to kilka – kilkanaście minut, co nie pozwala na wysoce szczegółowe badania i niekiedy na zebranie wszystkich potrzebnych informacji, a same pytania powinny mieć głównie charakter pytań zamkniętych.

Oczywiście, nie podważam tych twierdzeń, tym bardziej, że są one głęboko uzasadnione. W sposób automatyczny nasuwa się więc wniosek, że badanie przeprowadzone tą metodą nie sprawdzi się w projektach, w których nie wystarczy tylko słownie przekazana odpowiedź na zadane pytanie.

CATI to metoda coraz popularniejsza, a co za tym idzie coraz więcej firm i call center ma ją w swojej ofercie, a ze względu na to, cena badania cały czas spada. Obecnie w Polsce metody PAPI i CATI są wykorzystywane najczęściej i stanowią blisko ¾ przypadków wszystkich przeprowadzanych badań rynkowych. Tak szerokie zastosowanie o czymś świadczy.
Czy warto ją więc stosować? Tak, warto. Choć z pewnością nie jest to metoda polecana każdemu przedsiębiorstwu. W końcu, nie po to w świecie marketingu istnieje taka różnorodność metod i technik, aby każda służyła każdemu.


Marta Sypuła - Dyrektor ds. Marketingu w GM TAI Sp. z o.o.
* Artykuł powstał przy współpracy z Pauliną Stefanów (copywriter) i Martą Roszak – Starszy Specjalista ds. PR

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rebranding na tle rozwoju rynku

Rebranding na tle rozwoju rynku


Autor: JAROSŁAW FILIPEK


Rebranding jest połączeniem zmian modelu biznesowego ze zmianami wizerunku. Po każdej fuzji lub akwizycji rebranding jest koniecznością. Są to koszty i poważny wysiłek organizacyjny. Dlaczego więc na rynku sieciowych kawiarni, światowe marki nie wprowadzają od razu swojego pełnego wizerunku?


Pomimo spowolnienia gospodarczego, w 2013 roku może powstać w Polsce rekordowa liczba sieciowych kawiarni. Do ofensywy przygotowują się Coffeeheaven wspólnie z Costa Coffee, Empik Cafe i Starbucks. Planowany wzrost rynku zachęca inne sieci do ekspansji na polskim rynku. Rozwój na rynku planuje brytyjska marka Caffe Nero. Jest to jedna z największych sieci kawiarni w Europie. W tym roku marka ta zadebiutowała na polskim rynku.

Skąd taka popularność sieciowych kawiarni? Marże na kawie osiągają średnio około 300 procent. Polacy przyzwyczaili się do cen kawy w kawiarniach. W dużych miastach coraz częściej widzimy na ulicy ludzi z kubkiem kawy z markowanym oznakowaniem którejś z sieciowych kawiarni. Kupowanie markowej kawy staję się konwencją, stylem życia i konsumpcja rośnie. Skoro klienci płacą dość wysokie ceny, właściciele ich nie obniżają. Analizy opłacalności biznesu pokazują, że przy obecnym poziomie cen i marż inwestycja w otwarcie lokalu na poziomie 200-300 tysięcy złotych może zwrócić się już po roku. Na koniec roku 2012 w Polsce ma być około 800 kawiarni. Czyli prawie o 13% więcej niż w roku 2011.

Rok 2013 ma być rokiem inwestycji. Według danych Euromonitor International, rynek kawy w Polsce wyceniany jest obecnie na 3,15 mld złotych. Do 2015 roku przewiduje się wzrost tego rynku nawet do sumy 5 mld zł. To nie lada kąsek dla dużych sieci.

Rebranding i nowa marka - Costa by CoffeeHeaven

Bardzo silny rozwój na rynku polskim planuje Costa Caffee. To druga największa na świecie sieć kawiarni. W grudniu 2009 Costa Caffee nabyła Polską markę Coffeeheaven i została niekwestionowanym liderem rynku. Wartość transakcji wyniosła 36 milionów funtów. Obecnie obie marki się łączą i przechodzą rebranding. Nowa strategia marki i nowy koncept kawiarni opiera się na dwóch modelach wystroju. W ten sposób Costa Caffee chce kierować swoją ofertę do dwóch różnych grup klientów. Kawiarnie będą działać pod podwójną marką Costa by CoffeeHeaven. To rozwiązania dość nietypowe, zważywszy na fakt, że Costa jest tak wielką firmą i marką, w stosunku do lokalnej Coffeeheaven. Costa próbowała budować swoją markę w modelu monolitycznej franszyzy. Istniejąca od 2006 roku sieć nie rosła tak szybko jak inne rynki, na których rozwija się Costa. Dlatego chyba zdecydowano się nad przejęciem kontroli nad marką w Polsce.

Po co Coffe Nero podwójny rebranding?

Pomimo doświadczeń Costa, brytyjski konkurent - Caffe Nero, wchodzi do Polski poprzez joint venture z polską siecią Green Coffee. Nowa sieć ma działać także pod podwójną marką Green Caffe Nero. Przeprowadzony zostanie rebranding Green Caffee. Caffe Nero powstała w Wielkiej Brytanii w 1997 roku i obecnie liczy ponad 500 kawiarni na świecie. Green Caffee ze swoją małą, liczącą dziesięć kawiarni siecią, jest jeszcze marką bardzo mało znaną. Nowa firma ma być własnością byłych założycieli Green Coffee. To początki podobne, do niezbyt udanego scenariusza rozwoju marki Costa w Polsce.

Czy rynek polski jest na tyle inny, że firmy nie decydują się na budowanie swoich marek samodzielnie? Czy konieczny jest podwójny rebranding? Przecież wcześniej czy później marki światowe zlikwidują lokalne człony nazw. Z jednej strony podwójna marka w momencie fuzji to bezpieczniejsze rozwiązanie. Ale z drugiej strony i Costa, i Caffe Nero to bardzo duże organizacje, posiadające zarówno kompetencje, jak i środki na to, aby w nowe rynki inwestować. Działając przez podwójne marki, firmy skazują się na kolejne zmiany i następny rebranding. Rynek rośnie, więc ryzyko związane z wprowadzeniem własnej marki wydaje się być niewielkie. Poza tym, Polacy bardziej cenią sobie uznane marki światowe, niż nawet silne marki lokalne. Jeżeli rynek ma rosnąć w tempie, w jakiej przewidują analitycy, liczy się każda chwila, każdy nowo otworzony lokal.


Jarosław Filipek

CODES Strategie Marki

http://www.brandvalue.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Reklama w branży spożywczej. Hasła reklamowe powinny mieć wyjątkowy smak!

Reklama w branży spożywczej. Hasła reklamowe powinny mieć wyjątkowy smak!


Autor: Jerzy Danilewicz


Na rynku produktów spożywczych, dobre hasła reklamowe mają szczególnie duże znaczenie. Muszą dotrzeć z komunikatem do odbiorcy szybko i skutecznie. I przebić ofertę wyjątkowo licznej i aktywnej konkurencji.


Hasła reklamowe dla FMCG

Hasła reklamowe stosuje się po to, by zwrócić uwagę potencjalnego nabywcy na reklamę i oferowany przez nią produkt, a w konsekwencji zachęcić do jego zakupu. Dobre Hasła reklamowe są dopasowane do potrzeb grup docelowych, uwzględniają specyfikę konkurencji i plany dotyczące przyszłości marek. Projektuje się je tak, aby odwoływały się do emocji, zwracały uwagę i ułatwiały zapamiętanie przez stosowanie rymów, wieloznaczności, dowcipu i stopniowego odkrywania właściwych haseł. Hasła reklamowe są jednym z elementów tworzenia tożsamości produktu lub usługi. Branżę FMCG charakteryzuje bardzo wysoki poziom sprzedaży, stosunkowo niskie ceny produktów, ich duża dostępność. Duża konkurencja na tym rynku oraz stosunkowo krótki czas żywotności poszczególnych serii produktów wymaga aby Hasła reklamowe były szybko i precyzyjnie opracowywane. Zajmują się tym firmy wyspecjalizowane w kreowaniu perswazyjnych sloganów dostosowanych do potrzeb rynku i konkretnego produktu.

Hasła reklamowe dla masła, margaryny i mixów

Hasła reklamowe dla masła, margaryny i mixów należą do najbardziej rozpoznawalnych wśród konsumentów - odbiorców przekazu marketingowego. Któż nie pamięta hasła: Rama - To jest smak! Wiele sloganów przenika do języka potocznego i zaczyna żyć własnym życiem. Te podstawowe produkty żywnościowe są wdzięcznym, a raczej "smacznym" obiektem działań marketingowych. Hasła reklamowe często odwołują się, co naturalne, do wrażeń zmysłowych, takich jak zapach czy smak ("Kto zje, ten zrozumie", Rama Creme Bonjour czy "Musi być w niej coś dobrego", Rama, "Smak, który wybrał świat, Lurpak). Inne hasła reklamowe skupiają się na prozdrowotnym aspekcie produktu ("I wszystko krąży jak powinno", margaryna Flora). Zdarzają się wyjątki, wybijające się ponad "zdrowy" i "smaczny" standard kreacji. Takim było niewątpliwie hasło reklamowe margaryny Manuel z Kruszwicy. Brzmiało ono: "Manuel. Zaleca się do kanapek." Wieloznacznie jednoznaczne.

Polityczny eksperyment a hasła reklamowe

Dużą odwagą marketingową wykazała się firma Laktopol, jedna z największych w branży mleczarskiej. Przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku wprowadziła do obrotu masło o nazwach: "Puszyste i Smarowne" oraz "Pyszna Ochota". Akronimy z wyróżnionych liter tworzyły nazwy PiS i PO. Z kolei Hasła reklamowe nawiązywały do sloganów z prezydenckiej kampanii wyborczej "Zgoda Buduje" oraz "Polska Jest Najważniejsza". Hasła reklamowe na masłach brzmiały: "Ekstra Smaruje" i "Zdrowie Jest Najważniejsze". Masło wywołało krótkotrwałą sensację na rynku. Jednak firma nie ujawniła, czy kampania i użyte hasła reklamowe przyniosły wzrost sprzedaży. Wybory minęły, a rozczarowanie Polaków zachowaniem elit politycznych raczej nie wróżyło powodzenia reklamie nawiązującej do polityki. To zbyt populistyczna i niestety ryzykowna koncepcja budowania marki dla produktów rynkowych.


Jerzy Danilewicz

METAFORYKA Slogany i hasła reklamowe

http://www.metaforyka.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Nowa nazwa dla miasta

Nowa nazwa dla miasta


Autor: Maria Orkwiszewska


Japońskie miasto Izumisano chce zmienić nazwę. Zarząd miasta wystawił niedawno prawa do nazwania nową marką miasta na sprzedaż. Ten, kto da najwięcej, będzie mógł lansować w ten sposób swoją markę.


Naming rights wkraczają do coraz szerszych sfer życia. Londyńczycy niedawno zostali zaszokowani planami zmiany nazw stacji metra. Po obiektach sportowych i kulturalnych, obiektem sprzedaży stają się nawet nazwy miast.

Izumisano leży w prefekturze Osaka. To nieduże, stutysięczne miasto. Zmiana nazwy jest pomysłem na zmniejszenie długu i przyciągnięcie do miasta inwestorów. Dług Izumisano wynosi obecnie ponad miliard dolarów. Przyczyną tak wysokiego zadłużenia tak małego miasta była budowa infrastruktury międzynarodowego lotniska Kansai. Do Izumisano należy część wybudowanej sztucznej wyspy, na której zlokalizowano oddalony od lądu o 5 kilometrów port lotniczy Kansai.

Miasto, poza prawami do nazwy miasta, chce nadać zwycięzcy prawa i ulgi inwestycyjne. Pomysł łączy sprzedaż praw do nazwy i nadanie ulg. Byłby to chyba pierwszy przypadek nazwania miasta marką firmy. W Polsce istnieje prawo, wedle którego ten, kto zbuduje drogę, może nadać jej nazwę. Stąd do znanej fabryki słodyczy prowadzi ulica Czekoladowa. Do fabryki ciągników prowadziła ulica Traktorzystów.

Pomysł nadania miastu nazwy firmy jest ciekawy, ale wymaga od firmy wyjątkowych nakładów. Miasto próbowało sprzedać nazwę już wcześniej, nie udało się znaleźć chętnego. Miasto jest bardzo młode, prawa miejskie otrzymało 1 IV 1948 roku. O mieście nic poza związkami z lotniskiem Kansai powiedzieć nie można. To lotnisko ma coraz większą świadomość, nie tylko w Japonii, ale i na świecie. Port lotniczy Kansai to największe na świecie lotnisko wzniesione na sztucznej wyspie. Lotnisko z lądem łączy najdłuższy na świecie most dwukondygnacyjny. Budynek lotniska ma 1700 metrów długości, co jest także ewenementem. Może to nie miasto, ale lotnisko powinno sprzedać swoją markę. Suma ponad miliarda dolarów wydaje się w takim wypadku o wiele bardziej realna.

Nazwa Kansai pochodzi od nazwy regionu w Japonii. Leży tam jedna z byłych stolic kraju kwitnącej wiśni – Nara. Trudno jednak sobie wyobrazić, aby tak historyczne miasto jak Nara lub cały region miały zmienić swoją tożsamość. Małe Izumisano próbuje.


Maria Orkwiszewska

Ekspert nazewnictwa firm i produktów w firmie Anagram Naming

http://www.anagram.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Perswazyjność nazwy a jej wpływ na zakupy towarów i usług

Perswazyjność nazwy a jej wpływ na zakupy towarów i usług


Autor: Maria Orkwiszewska


Badania pokazują, że to, co jest znane, traktowane jest przez ludzi jako bezpieczniejsze. Naming, czyli projektowanie nazw, często z tej zasady korzysta. Przy nazwach łatwość wymówienia słowa może zatem mieć wpływ na zakupy towarów.


Grupa naukowców przeprowadziła badania na nazwach, aby sprawdzić, jaka nazwa może mieć wpływ na proces zakupowy. Naukowcy zadali sobie pytanie, czy łatwość przeczytania i wymawiania nazwy wpływa na ocenę stopnia jego znajomości. Chodziło o określenie zależności między postrzeganiem ryzyka stosowania produktów o różnych nazwach.

Naming - testy i badania nazwy

Grupa studentów otrzymała do oceny listę wykreowanych nazw dodatków spożywczych. W testach poproszono ich o opinię, które z nich uznają za bardziej szkodliwe. Wyrazy miały tę samą długość, ale znacząco różniły się trudnością wymowy. Badania potwierdziły tezę naukowców. Projekty nazw prostych do wymówienia były traktowane jako bezpieczniejsze (czyli znane). Drugi wniosek, jaki pojawił się z badań, wskazywał na ocenę nazwy trudniejszej w wymowie jako nowszej i nowocześniejszej. Oba wnioski wydają się sprzeczne do zastosowania, jednak dają wyraźne wskazówki do projektowania i wymyślania nazwy.

W drugim eksperymencie prezentowano propozycje nazw kolejek w parkach rozrywki. Zadaniem studentów była ocena, jak ryzykowna (choroba lokomocyjna i złe samopoczucie) jest kolejka kryjąca się pod zaproponowaną nazwą. Różnica w badaniu polegała na tym, że tym razem nazwy dodatkowo różniły się długością. Kolejki o nazwach krótkich i prostych ocenione zostały jako bezpieczne, natomiast kolejki o nazwach długich i trudnych uznano za bardziej ekscytujące. I tu także można wysnuć wniosek, że w zależności od tego, co chcemy sprzedać, warto się zastanowić, jakie nazwy zastosować.

Badania wykazują, że tak, jak w psychofizjologii widzenia (ocena kolorów i form graficznych), tak i w wypadku nazw, projekty mogą być mniej lub bardziej dopasowane do charakteru produktu. Nazwy trudne i długie wcale nie muszą być gorsze, ale trzeba pamiętać o sposobie ich percepcji. Naming musi zawierać analizy i badania nazw. Nasze indywidualne odczucia mogą nie być tożsame z opinią masową.

Innym aspektem długości nazwy jest jej zdolność rejestracji jako słowny znak towarowy, a więc uzyskanie monopolu patentowego. Naming i nazewnictwo to nie tylko kreacja nazwy. Wyłączność na nazwę to podstawa budowania bezpieczeństwa jej stosowania, ograniczenie pola działania konkurentów i narzędzie do walki z nieuczciwą konkurencją. Ponadto, bez przebadania ochrony prawnej nazwy (ocena ochrony nazwy, jako znak towarowy), możemy nieświadomie naruszyć prawa majątkowe innych firm. Widać tu sprzeczność między interesami wspierania sprzedaży i budowania gwarancji prawnych elementów symboliki i identyfikacji towarów, usług i firm. Ideałem są nazwy spełniające oba kryteria. Naming jest sztuką kompromisów.


Maria Orkwiszewska

Ekspert nazewnictwa firm i produktów w firmie Anagram Naming

http://www.anagram.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.