sobota, 22 października 2016

Marketing przez e-mail czyli kolejny rodzaj reklamy w internecie

Marketing przez e-mail czyli kolejny rodzaj reklamy w internecie


Autor: sylwester jezierski


Internet jest narzędziem powszechnie wykorzystywanym do celów marketingowych. Jego największe zalety to oczywiście ogromna ilość użytkowników, olbrzymi zasięg, a także fakt, iż marketing prowadzony przez Internet jest zwykle tańszy niż jego tradycyjne odmiany.


Ważną gałęzią działań marketingowych prowadzonych w sieci jest e-mail marketing, który może mieć dwie formy - newslettera albo reklam doklejanych do wiadomości wysyłanych przez użytkowników poczty e-mail.

Nie każdy chce reklamę

Mimo iż marketing przez e-mail ma wiele zalet, trzeba przyznać, że jest metodą trudniejszą w stosowaniu i mniej skuteczną w niektórych aspektach niż inne formy marketingu internetowego. Z tego powodu znacznie większy nacisk kładzie się na przykład na reklamowanie się na blogach i content marketing, e-mail traktując jako metodę posiłkową. Problem polega na tym, że w większości przypadków użytkownicy i potencjalni odbiorcy przekazu muszą wpierw wyrazić zgodę na otrzymywanie informacji. Tak jest na przykład wówczas, gdy osoba, która odwiedza jakąś stronę internetową, musi zgodzić się na otrzymywanie informacji w postaci newslettera. Nie inaczej jest w przypadku poczty elektronicznej, ponieważ tylko niektóre z portali wymagają od swych użytkowników zgody na doklejanie reklam do ich wiadomości czy przesyłanie im e-maili od ich partnerów. Jeśli więc ktoś nie życzy sobie otrzymywania (czy wysyłania) takich treści, nie stanie się ich odbiorcą, e-mail marketing nie jest więc szczególnie skuteczny jeśli chodzi o pozyskiwanie nowych klientów.

Oczywiście jednak nie oznacza to, że taka forma marketingu pozwala emitować przekaz tylko do posiadanej bazy klientów, gdyż nie byłoby to wówczas opłacalne, a jest i nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

Pozyskiwanie odbiorców

Nadawcy treści zwykle pozyskują zgodę klientów na przesyłanie im reklam poprzez zapis albo rejestrację, ale istnieje też dość powszechna praktyka polegająca na żmudnym wysyłaniu e-maili do innych osób z zapytaniem, czy można przesłać im reklamę (zapytanie takie jest niezbędne, gdyż wysyłanie reklam bez zgody traktowane jest jak spam i jest nielegalne). Specjaliści uznają jednak, że praktyka ta ma stosunkowo niską skuteczność, a przy tym istnieje kwestia zakupu czy innego pozyskiwania adresów mailowych.
Inne praktyki to na przykład zamieszczanie subskrypcji w mediach społecznościowych, co jest doskonałym rozwiązaniem ze względu na ich olbrzymią popularność. Dobre są też na przykład reklamy banerowe zamieszczanie najczęściej na popularnych stronach i blogach, które mają dużo odwiedzających. Olbrzymią popularnością cieszy się też oczywiście call center, jednak w tym ostatnim przypadku poniesione nakłady pieniężne nie zawsze zwracają się w satysfakcjonującym stopniu. Metoda, jaka zostanie wybrana, musi być więc uzależniona od budżetu, jakim się dysponuje, stąd wielkie firmy i znani nadawcy zwykle korzystają z wszelkich dostępnych źródeł i na ich reklamę w Internecie bardzo łatwo można się natknąć. Coraz większą popularnością cieszą się też aplikacje mobilne.


Autorem tekstu jest Sylwester Jezierski absolwent wydziału Ekonomicznego- specjalność Biznes Elektroniczny na codzień prowadzący blog o seo i e-commerce.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Narzędzia marketingowe klubów piłkarskich

Narzędzia marketingowe klubów piłkarskich.


Autor: PadreBullets


Klubowy marketing jest dla zespołów piłkarskich jednym z ważniejszych działów. Jego działania opierają się na kilku kierunkach: zarabianiu na reklamach, promocję klubu, ściągnięciu kibiców na trybuny czy identyfikację miejscowych z marką. Jak wyglądają narzędzia marketingowe klubów piłkarskich?


Piłka nożna to jest biznes!

Piłka nożna jest niczym innym jak biznesem, a w każdym biznesie chodzi o to aby zarabiać. Kluby piłkarskie od dawna mocno pracują nad swoimi finansami, tak aby zaspokoić pierwotne potrzeby klubu: płace piłkarzy, sztabu trenerskiego i medycznego, organizację spotkań domowych i wyjazdów na mecze, płace zarządu, wszelkiego rodzaju działania marketingowe i żeby jeszcze starczyło na transfery nowych piłkarzy. Bilans ma się zgadzać i to najlepiej in plus. Dochody jakie uzyskują kluby piłkarskie pochodzą w wielu źródeł takich jak: nagroda za zajęcia miejsca w lidze, prawa telewizyjne, przychody z biletów, sprzedaż klubowych gadżetów, reklamy na stadionie czy zysk ze sprzedaży piłkarzy. Rzadziej są to wpływy z rozgrywek europejskich - chociaż są one znaczące, lecz zarezerwowane dla najlepszych.

Nie bez znaczenia jest także aktualna forma i osiągane wyniki w perspektywie kolejnego sezonu, który ma bezpośredni wpływ na ilość widzów na stadionie. I właśnie o te liczby, o ilość osób goszczących na stadionie, toczy się walka działów marketingowych w klubach. Wszystko jest związane właśnie z kibicami. Ich większa ilość przekłada się na wpływy z biletów, więcej też sprzedawanych jest klubowych pamiątek i reklamodawcy chętniej zagoszczą na stadionowych LED-ach, gdy będzie większa grupa odbiorców. Kibice także korzystają z całego cateringu na stadionie, który jest również źródłem dochodu - niewielkiego, ale zawsze.

Dział marketingu klubowego ma niełatwy orzech do zgryzienia, jak to tych ludzi tłumnie na stadion zaprosić i regularnie gościć. Działania marketingowe w klubach sportowych są rozlokowane na wielu płaszczyznach i w wielu formach. Obecnie już nie wystarczy strona internetowa czy plakaty na mieście, ale dużo dużo więcej. Na to potrzebne są nie tylko środki finansowe ale i kreatywni ludzie, który wyniosą klubowy marketing na najwyższy poziom.

Nastał czas w którym nie wystarczy dać znać kibicowi kiedy jest mecz i o której godzinie. Teraz trzeba go dodatkowo zachęcić do przyjścia na stadion, zaprzyjaźnić się z Nim, pamiętać o Nim czy też zapewnić mu dodatkowe rozrywki. Ta chęć identyfikacji kibica z klubem jest pożądaną wartością dodaną przez kluby i cały ich marketing.

Grupy odbiorców

W marketingu aby reklama była skuteczna, musi zostać skierowana do wybranej grupy odbiorców, stąd różnorodność działań reklamowych oparta na poszczególne grupy odbiorców jest podstawą. Nie każdy starszy kibic śledzi media społecznościowe, a nie każdy nieletni kibic dokona zakupów klubowych gadżetów. Kibice piłkarscy są bardzo rozbudowaną i niejednolitą grupą odbiorców usługi jaką są mecze piłkarskie. Różnorodność ze względu na płeć, wiek, zarobki, miejsce zamieszkania czy wykształcenie, sprawia spore problemy specom od reklamy. Stosowana jest tutaj segmentacja ze względu na różne uwarunkowania. Segmentacja - czyli podział rynku na jednorodne grupy klientów (zbliżone do siebie parametrami np. wiek lub częstotliwość uczęszczania na mecze). Podział grupy odbiorców pozwala na zastosowanie odpowiednich narzędzi promocyjnych i zwiększenie ich skuteczności.

Jednym ze sposobów segmentacji kibiców jest podział ich ze względu na częstotliwość uczęszczania. Najbardziej pożądani są kibice przychodzący na stadion co każdy mecz, a do tego okazjonalnie wybierający się także na ten wyjazdowy. To oni zostawiają w kasach klubowych najwięcej kasy za bilety/karnety, to oni też regularnie odwiedzają sklep z klubowymi gadżetami, to im znajomi kupują gadżety z logiem ulubionego klubu na urodziny. Trochę mniej ważni wydają się być ci regularnie "wpadający na meczyk", ale już nie na każde spotkanie. Są bywalcami więcej niż połowy meczów w sezonie, istotne są dla nich wyniki osiągane przez zespół, zostawiają jednak w kasie klubowej znacznie mniej gotówki niż wspomniani wcześniej. Za trzecią grupę można uznać tych kibiców którzy przychodzą na mecz okazjonalnie, raz na kilka spotkań. Nie zawsze oni się identyfikują z klubem, a wpływ na częstotliwość ich wizyt mają wyniki spotkań.

Taki podział powoduję, że odpowiednia narzędzia są stosowane dla wybranej grupy odbiorców. A jest to tylko jeden z wielu podziałów jakie mogą stosować kluby piłkarskie względem swoich kibiców. Tak samo istotny jest podział na wiek kibiców czy ich status życiowy - ma dzieci czy też nie.

Narzędzia marketingowe klubów piłkarskich

Do najstarszych narzędzi marketingowych współczesnego futbolu należą strona internetowa, plakaty na mieście (także w formie dużych billboardów), a także prasa oraz lokalne media (telewizja i radio). Od zawsze skuteczne, docierają do największej widowni i mają cel informacyjny zarówno przed spotkaniem (zachęcają do wizyta na stadionie) jak i już po (informują jaki był mecz, co się na Nim wspaniałego działo).

Inna formą marketingu jest szereg udogodnień i bonifikat dla posiadaczy karnetów. Stałe miejsce na sektorze, niższy koszt wstępu na stadion niż w przypadku kupowania biletów, wejścia na spotkania pucharowe w cenie karnetu, rabat do sklepu z klubowymi gadżetami itp.

Ze względu na tendencję przenoszenia życia: zdobywania informacji i komunikacji do Internetu, marketing sportowy również i tam jest już wszechobecny. Współczesna strona Internetowa klubu to nie tylko informacja o najbliższym meczu, relacja i galerie z poprzedniego spotkania czy ogólne informacje o klubie takie jak bieżący skład czy ceny biletów. Współczesna strona to też: sposób komunikacji między sobą kibiców poprzez forum; to sklep Internetowy z klubowymi gadżetami; to możliwość zakupu biletów on-line. Strona internetowa może także zostać wykorzystana do zbierania adresów e-mail w celu akcji promocyjnych w formie newslettera.

Skoro kluby udostępniły możliwość komunikacji pomiędzy kibicami, to następnym krokiem okazała się komunikacja na linii klub-kibic. Tutaj z prawdziwą radością powitano media społecznościowe. O ile Twitter służy do przekazywania głównie komunikatów, o tyle Facebook i stworzony tam Fan Page, nadaje się do wspomnianej komunikacji idealnie. Sam FB to nie tylko komunikacja klub-kibic, to także bezpośrednie dotarcie do stricte zainteresowanej grupy odbiorców z różnego rodzaju przekazem: informacją o meczu, o konkursie, o akcji społecznej klubu, prośbą o wyrażenie opinii przez kibica na dany temat i wiele wiele więcej.

Kolejnym krokiem Polskich klubów, a właściwie celem jest stworzenie klubowej telewizji. Nie musi to być od razu kanał dostępny w każdej kablówce, a wystarczy na początek kanał tv na stronie www czy na popularnym serwisie z filmami - YouTube. Coś co zagranicą jest dostępne od wielu lat, u Nas dopiero nabiera rozpędu. Ta forma marketingu ma za zadanie przybliżyć kibicom (czyli klientom) co się dzieje w klubie. Takie małe wejście z życie wewnętrzne klubu z kamerą. Fajnie pokazać fragmenty treningu z ciekawymi zagraniami; jak wyglądają przygotowania do konkretnego spotkania, jak wygląda powrót po wakacjach; relacja z akcji charytatywnej czy społecznej w której byli zaangażowani piłkarze i wiele więcej. Właściwie wszystko co uda się nakręcić i może zainteresować klubowych kibiców. Kibic chce się zżyć z klubem jeszcze bardziej, wystarczy tylko udostępnić mu takie możliwości.

Bycie nieszablonowym popłaca

Organizowanie wszelkiego rodzaju akcji "na mieście", jest świetną promocją zespołu i rozgrywek, dzięki bezpośredniej interakcji piłkarzy ze spotkanymi na ulicy czy w galerii ludźmi. Nawet jak ktoś nie chodzi regularnie na mecze i przypadkowo spotka piłkarza promującego spotkanie czy ogólnie drużynę, to takiej osobie już się może zapalić lampka w głowie - a może wybiorę się na mecz? Kibice chcą spotykać piłkarzy którym na co dzień kibicują i kluby zaczynają o tym wiedzieć i to wykorzystywać.

Oprócz klasycznych akcji w stylu wyjścia na miasto i bezpośrednio zapraszania na spotkanie, czy akcji w stylu pomocy dla szkół czy sierocińców, najlepsze są akcje nieszablonowe. Kilka lat temu, Jagiellonia promowała projekt "Jaga taxi" w którym za kółkiem można było spotkać Tomasza Frankowskiego czy Euzebiusza Smolarka. Niekonwencjonalne, oryginalne i bardzo udane. Ciężko znaleźć informacje ile osób bo namowach piłkarzy wybrało się na stadion, ale akcja sama w sobie była w mieście popularna.

Innym podejściem wykazali się działacze Lecha, którzy promowali spotkania w miejscach Poznania nie związanych z futbolem, jak np. na przystanku tramwajowym czy Termach Maltańskich, a główny trening zorganizowano na rynku - w którym udział mogły wziąć także dzieciaki. A jak taki dzieciak pokopał z piłkarzem to i na stadion będzie chciał pójść - i może tych rodziców na to namówi...

Jeszcze oryginalnie zachęciła do przyjścia na stadion Korona parę lat temu. Wykorzystali motyw z filmu Piła, w którym zadaniem do spełnienia było pojawienie się na stadionie pod utratą jednego z ulubionych piłkarzy tamtego okresu - Macieja Korzyma. Wszystko co niekonwencjonalne na dłużej zostaje w głowach i o to chodzi. No bo jak kibic widzi starania kluby to chętnie to doceni i częściej się wybierze na stadion, a także identyfikował z klubem.

Zaś Pogoń Szczecin w ostatnich miesiącach prowadziła akcję "Wakacje z Portowcami". Piłkarze pojawiali się w różnych okolicznościach i miejscach w mieście, promując markę Pogoń i zapraszając do przyjścia na stadion. Wszystko w celu poprawy frekwencji na meczach. Oprócz otwartego treningu w znanym Szczecińskim parku, piłkarze serwowali na mieście lody czy paszteciki, a na zakończenie wakacji wybrali się nad odrzańskie bulwary, gdzie można było się z graczami czy trenerem napić kawy, zrobić zdjęcie, porozmawiać.

Smartfon celem numer 1?

Co będzie się w następnych latach rozwijało? Myślę, że pewną nie wykorzystaną sferą są smartfony. I nie chodzi mi tu o akcje w stylu sms z zaproszeniem na mecz, ale o szeroko rozumiany marketing mobilny z dostosowaniem wszystkiego czego się da na smartfona. Od zakupu biletu, dostępu do sklepu internetowego, dostępu do video z klubowego tv, wykorzystaniu QR kodów, aż po kartę kibica zainstalowaną w telefonie. Smartfona każdy ma prawie cały czas przy sobie i pominięcie tego urządzenia przy promocji klubu i spotkań - to ogromny błąd. Już teraz niektóre ze wspomnianych elementów są dostępne i oby to się rozwijało dalej.

Z moich osobistych propozycji do marketingu sportowego - to brak mi porządnego wykorzystania "product placement" w lokalnych stacjach telewizyjnych. Czy nie fajnie byłoby obejrzeć raz w tygodniu lokalne informacje z prezenterem w koszulce klubu albo z kubkiem na stole? A na koniec serwisu tylko informacja o meczu i zrobione.

Macie jakieś swoje sugestie co do klubowych akcji których brakuje, albo na jaką formę marketingu klubowego skłonni bylibyście przystać?


Więcej na blogu CentroStrzal.pl

Twitter @centrostrzal

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wyświetlacze LED zamiast banerów?

Wyświetlacze LED zamiast banerów?


Autor: Jakub Nowak


Wyświetlacz LED to najprostszy i najłatwiejszy w obsłudze rodzaj wyświetlacza zbudowany z diod rozmieszczonych odpowiednio w obudowie.


Najczęściej spotykanymi układami wyświetlaczy są: wyświetlacze segmentowe, w których diody umieszczone są w takich miejscach, że można z nich utworzyć kształty cyfr oraz liter, oraz wyświetlacze matrycowe, w których diody ułożone są w rzędach i kolumnach. Ustawiając odpowiednią rozdzielczość, możemy wyświetlać zarówno litery i cyfry, jak i proste elementy graficzne. Wyświetlacze dostępne są w małych obudowach i połączone zazwyczaj anodami, katodami bądź w jeszcze inny sposób.
Zastosowanie energooszczędnych diod LED, które pobierają nawet dziesięciokrotnie mniej energii niż świetlówki, sprawia, że wyświetlacze LED są bardzo pożądaną formą reklamy. Coraz więcej firm oraz usługodawców rezygnuje z tradycyjnych banerów i billboardów na rzecz wyświetlaczy LED-owych, które są dynamiczne i przyciągają wzrok przechodniów i kierowców. Wyświetlacze z powodzeniem funkcjonują zarówno w dzień, jak i w nocy, bez względu na panujące warunki atmosferyczne. Bez względu na pogodę prezentowane treści będą wyraźne i dotrą do dużego grona odbiorców.

Reklamy LED są budowane z modułów o wymiarach 16x32 cm. Ich producenci mogą zatem przygotować dowolny rozmiar tablicy przez połączenie kolejnych modułów. Wybierając rozmiar, powinniśmy pamiętać, że w tym wypadku „więcej” znaczy „lepiej”. im większy wyświetlacz, tym nasza reklama będzie bardziej widoczna i trafi do większej liczby potencjalnych klientów. Wystarczy podać przykład Google, który zarezerwował reklamy ledowe na największych wyświetlacza na świecie, aby zrozumieć, że taka forma „sprzedaży” treści jest bardzo opłacalna i może efektywnie wspomóc nasze działania marketingowe.
Sposób działania reklamy jest bardzo prosty – wystarczy zainstalować ją na ścianie i podłączyć do prądu. Informacje, które chcemy wyświetlać, przesyłamy za pomocą kabla usb. To, jakie treści wyświetlamy w ramach kampanii reklamowej, ma kolosalne znaczenie. Wszystko zależy jednak od branży i efektu, jaki chcemy uzyskać. W przypadku niektórych przedsiębiorstw wystarczy wyświetlenie nazwy firmy i logo, inne zaś będą wymagały wyświetlenia konkretnego produktu. Możliwości jest wiele i wszystko zależy od naszych preferencji. Co istotne, decyzja co do wyświetlanych treści nie ma charakteru ostatecznego, bowiem w każdej chwili możemy przesłać do wyświetlacza inny projekt. Możliwość szybkiego odświeżenia reklamy to kolejna zaleta wyświetlaczy ledowych, która czyni je lepszymi od tradycyjnych bannerów. Za stosunkowo niewielkie pieniądze możemy otrzymać w pełni mobilną reklamę, która przykuwa uwagę otoczenia i wyróżnia się spośród setek statystycznych banerów. Biorąc pod uwagę niewielkie koszta energii elektrycznej koniecznej do zasilenia energooszczędnych diod, każdy przedsiębiorca może pozwolić sobie na taki wydatek.


LilkaArt

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Śmierć wysokim obcasom, niech żyją baleriny!

Śmierć wysokim obcasom, niech żyją baleriny!


Autor: Anna Tytkowska


Czy czytacie opisy kategorii produktów w sklepach internetowych? Nie? To może jeszcze nie trafiliście na takie naprawdę przydatne i wciągające, jak rozmowa ze sprzedawcą-pasjonatem.


Z takim sprzedawcą, którego pierwsze słowa zdradzają, że jest fascynatem i produktów, które sprzedaje, i sprzedaży. Który jak z rękawa sypie informacjami o wyróżniających cechach wybranych egzemplarzy, o korzyściach z ich nabycia, podpowiada do czego pasują. Ma pod ręką zestaw dopasowanych anegdot czy historii. A przy tym opowiada ze znawstwem, lekkością i humorem.

Powiadacie, że to niemożliwe, że tacy sprzedawcy nie istnieją. A ja myślę, że to tylko kwestia czasu, że oryginalne opowieści o sprzedawanych produktach staną się nieomal codziennością.

Google ożywia sprzedażową narrację

Powrót do sprzedażowych narracji wymusza Google – wyszukiwarka, rankomat (taki mi neologizm urodził od automatycznego rangowania dokonywanego przez nią, przydzielania ważności), e-centrala połączeń handlowych (innych rzecz jasna także) wyświetlająca „najlepsze” dla każdego kontakty i adresy.

Jedni kochają tę wyszukiwarkę, inni jej nienawidzą. Tymczasem jest ona liderem wśród wyszukiwarek i kocha unikatowe treści, i żąda ich coraz to natarczywiej od blogerów, stron WWW i e-sklepów. Do tego żądania Google świetnie pasuje ów stary slogan Francuskiej Legii Cudzoziemskiej „Marche, ou creve”, odnowiony na użytek dzisiejszości i polityki Google w brzmieniu: „Wyróżnij się albo zgiń”. I wbrew pozorom same treści graficzne, czy fotograficzne, a nawet filmowe tu nie wystarczą. Choćby najatrakcyjniejsze, by być wśród wyszukiwanych, wymagają odpowiednich opisów, a często słownych streszczeń czy zapisów.

Chodzi o to by…opowiadać trafnie i ciekawie

E sklepom Google podpowiada więc – mów słowami swoich klientów i wyróżnij się przez dobre opowieści o swoich produktach. Architekci tych sklepów dodają: podziel narrację o nich na przejrzyste segmenty – grupy, kategorie, podkategorie. Obie podpowiedzi stosują liderzy e-sprzedaży. Wystarczy wejść na stronę jednego z nich, by na przykład w grupie obuwie damskie i w kategorii baleriny odnaleźć podkategorie: baleriny klasyczne, baleriny miękkie, baleriny z zapięciem, baleriny Peep Toe, baleriny z cholewką(!), baleriny bez pięty. Pośród innych butów wyrasta tu prawdziwe miasto balerin, podzielone na różne kwartały. Jego wielkość naprawdę może zaskoczyć. A fotograficznej i technicznej prezentacji poszczególnych obiektów, kategorii, podkategorii towarzyszy oryginalny opis.

Co obiecują i mogą obiecać baleriny?

Wśród opisów kategorii baleriny odwiedzonego przeze mnie e-sklepu zdarzają się perełki sprzedażowej narracji. Uprzedza ona możliwe pytania klientów: dlaczego baleriny, z czego, jakie modele, kształty, fasony, kolory, wzory i do czego? Które są must have 2015? Skąd w ogóle baleriny?

Rekomendacje gwiazd klasyki filmowej

Pośród tych narracji o przewodnikowym charakterze tu i ówdzie trafiają się okruchy marketingu kulturowego, to jest argumentowanego przez ikony i teksty kultury. Dowodem tego są dopasowane i wprost odnoszone do balerin cytaty ikon stylu czy popkultury albo nawiązania do gwiazd francuskiego tańca klasycznego, czy takich gwiazd kina i stylu, jak: Audrey Hepburn (do Zabawnej buzi 1957) czy Brigitte Bardot ( do I Bóg stworzył kobietę,1956). Szkoda, że gorącą mambę (nazywaną też niekiedy mambo) w tym kultowym filmie Bardot wykonała, niestety, nie w czerwonych balerinach, z którymi nie rozstawała się ani na planie filmowym, ani w filmie, ale …. na boso. Jaki piękny byłby wywiedziony wprost z filmu slogan: Ognista mamba – tylko w czerwonych balerinach.

Istnieją jeszcze całe pokłady kulturowych rekomendacji, niewykorzystanych dotąd w opisach balerin. Na przykład nieskrywana miłość do nich Sophie Loren i innych gwiazd włoskiego kina lat 50..

Rekomendujące osobliwości

Mamy też swój polski przykład – pierwszy autorski projekt Barbary Hoff poświęcony polskim balerinom. Ze względu na ich „odtenisówkowy rodowód”, siermiężny charakter, czarny kolor i polskie poczucie humoru nazywano je bakeriami-trumniakami – „trumniakami”.

Po latach Hoff wspominała: „Wymyśliłam, by z białych tenisówek wyciąć środkową część z dziurkami i sznurówkami, obszyć czarną tasiemką, potem pomalować je tuszem do rysunków technicznych. No i trumniaki, czyli eleganckie czarne baleriny, były gotowe”.

Promowane przez „Przekrój” w 1957 roku trumniaki czarne i kolorowe, stały się ówczesnym must have, gorącym przedmiotem pożądania polskich podlotków, dziewcząt, artystek. Były znakiem rozpoznawczym polskiej wersji „włoskiej mobalerinody”. Składały się na nią kolorowa spódnica, czarna bluzka z szerokim aż po ramiona dekoltem i płaskie pantofelki.

Rekomendujące aktualności

Już nie historia, ale nasłuchiwanie mediów, wręcz podrzuca myśl by wykorzystać marketingowo majowy bunt gwiazd podczas Festiwalu Filmowego w Cannes. Bunt wobec wykluczenia tych uczestniczek, które przybyły do Cannes w balerinach, zamiast w przepisowych kilkucentymetrowych szpilkach. W geście protestu głos zabrała wtedy między innymi aktorka Emily Blunt, która zdecydowanie oznajmiła, że… każda kobieta powinna nosić baleriny. Głos aktorki – odtwórczyni roli Emily Charlton z głośnej ekranizacji książki Lauren Weisberger Diabeł ubiera się u Prady – rekomendujący baleriny to naprawdę coś.

To co w balerinach najważniejsze

Wszystkie te przykłady same z siebie, bez konieczności specjalnego podkreślania, choć wydaje się to jak najbardziej wskazane i naturalne – jako przesłanie opowieści rozpisanej na przykłady, podkreślają ponadczasowość, lekkość, zwiewność, gibkość, zgrabność, wdzięczność, niepretensjonalność, naturalny sex appeal albo ekstrawagancją (baleriny z cholewką) balerin. Czyż wszystko to nie stanowi ich unikalnej sprzedażowej wartości (USP)?

Dla Audrey Hepburn baleriny, podobnie jak dla Coco Chanel, okazały się świetnym sposobem na zatuszowanie niedociągnięć natury – pozbycie się kompleksów. Wyobraźnia podpowiada, że w narracje sprzedażowe można by wpleść szereg porad wywiedzionych z ich doświadczeń. Wystarczy przypomnieć, że dla Hepburn baleriny okazały się sposobem na obniżenie wzrostu, a dla Chanel remedium na optyczne zmniejszenie długości stóp.

Zamiast zakończenia

Okazuje się, że opis kategorii czy podkategorii produktów wcale nie musi razić ani wtórnością, ani abstrakcyjnością, ani naszpikowaniem słowami czy frazami kluczowymi, mówiąc ogólnie – nudą. Jak marnie, blado, pożal się Boże (niepotrzebne należy skreślić) w porównaniu z naprawdę autorskimi opisami, z okruchami marketingu kulturowego i porad, brzmią takie na przykład zdania marketingowej zachęty (skądinąd autentyczne): „Wygodne i stylowe mokasyny oraz baleriny to często wybierany rodzaj obuwia przed kobiety w cieplejsze dni” albo „Baleriny to krzyk mody! Kolorowe, klasyczne i sznurowane. Dla każdego coś miłego!” Myślę, że niektóre z presji Google mogą jednak prowadzić do całkiem fajnych efektów.

Na koniec, nie sposób jeszcze nie zaznaczyć, że w przypadku interesującej, zindywidualizowanej i użytecznej narracji nawet slogany i wezwania do akcji brzmią naturalnie. Niektóre z nich, jak na przykład ten slogan odnaleziony w e-sklepie jednego z liderów e-sprzedaży: „Baleriny – prosty sposób na francuski szyk” wydaje się jak najbardziej logiczny i autentyczny. Absolutna odpowiedniość sloganu do produktu. To mi się podoba? A Wam?


Anna Tytkowska, www.info-office.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czym jest i co może content marketing?

Czym jest i co może content marketing?


Autor: Anna Tytkowska


Content marketing jest gorącym tematem e-marketingu. W świecie polskiego marketingu w sposób statystycznie zauważalny zagościł w 2013 roku. Czy słusznie?


Content marketing czasami bywa też nazywany kontent marketingiem albo po prostu marketingiem treści. Niekiedy bywa również utożsamiany z inbound marketingem. Ten ostatni zakłada, że klient sam zainteresuje się ofertą, jeśli tylko dotrą do niego interesujące i oryginalne treści wydane przez oferenta. Chodzi, rzecz jasna, o treści w szerokim tego słowa znaczeniu: pisane, mówione, graficzne, fotograficzne, filmowe.

O istocie content marketingu

Narzędziem content marketingu są więc treści adresowane do starannie dobranej grupy aktualnych i potencjalnych klientów, skupione na jej potrzebach. Przy czym treści te niekoniecznie muszą bezpośrednio łączyć się z oferowanymi produktami czy usługami. W marketingu treści często bowiem treści wydawane przez oferenta produktów czy usług łączą się z jego produktami i usługami tylko pośrednio – przez kontekst, temat, problem. Są przeciwieństwem bezpośredniości czy nachalności reklamy.

Świetnym historycznym przykładem pośredniości content marketingu jest licząca zaledwie 19 stron broszura Jogging (z 1996 roku), opublikowana przez firmę „Nike”, a autoryzowana przez jej założyciela – Billa Bowermana i doświadczonego kardiologa. Broszura była pomyślana jako forma promocji biegania i sportu jako środków do osiągnięcia sprawności fizycznej. W broszurze ani raz nie nawiązano do butów firmy „Nike”. Innego przykładu dostarcza globalna gastronomiczna firma „Chipotle” (w jej ofercie znjdują się miedzy innymi burritos, tacos) wydawca serialu komediowego „Farmed and Dangerouse”, zwracającego uwagę na temat zdrowej żywności.

Content marketing nie tyle więc skupia uwagę na produkcie czy usłudze, ale mówi o ludziach, rzeczach, miejscach, historiach, wartościach mniej lub bardziej bezpośrednio związanych z tym produktem lub usługą. Nie tyle sprzedaje bezpośrednio, ile informuje, instruuje, inspiruje – rozpowszechnia pomysły i zmienia zachowania, bawi (zwłaszcza przez treści video), angażuje (na przykład przez gry czy konkursy). W efekcie stwarza zakupowe potrzeby i prowadzi do nich .

Wydając i rozpowszechniając treści wydawca-oferent kieruje uwagę na siebie. Jego treści budują rozpoznawalność marki, jej zasięg i dobre oraz trwałe relacje z różnymi grupami otoczenia, w tym z jej dzisiejszymi i jutrzejszymi klientami. Mówiąc językiem Facebooka, content marketing zmierza do zbudowania fanowskiej publiczności, to jest wiernej i zaangażowanej. Specjaliści, którzy używają content marketingu na polskim gruncie przekonują, że dobre treści powinny być dopasowywane do ścieżki zakupowej klienta, czyli powinny być ściśle związane z jego stopniem zainteresowania zakupem. Warto nadmienić, że promotorem dynamicznej komunikacji marketingowej jest między innymi Coca-Cola.

Główne funkcje content marketingu

Content marketing pełni więc funkcje prosprzedażowe, sprzedażowe i posprzedażowe, a także zbliżone do public relations. A dodatkowo – przez publikacje dostępne na własnej stronie WWW czy firmowym blogu, przez dynamiczny przyrost treści z trafnymi słowami i frazami kluczowymi poprawia naturalną widoczność w wyszukiwarce Google.


Anna Tytkowska, www.info-office.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.